Drobna Uwaga

Uwaga!!

Treść tego bloga zawiera w sobie w sporej mierze (jak nie w większości) elementy o tematyce Yaoi. Jeśli ktoś nie wie co to takiego zapraszam >>TU NA STRONĘ<< i zapoznanie się z tym terminem. Jeśli jednaki komuś przeszkadza ten temat, albo w jakikolwiek sposób ubliża, to bardzo proszę o dobrowolne opuszczenie tego bloga, a swoje komentarze pozostawieniu dla siebie.

Kontakt

Jeśli Ktoś chciałby być informowany o nowych notkach albo skontaktować się ze mną to najłatwiej mnie złapać na gg:28597734 lub ewentualnie mailowo firello.kirike@gmail.com

niedziela, 4 listopada 2012

Gjeorgji i Gabriel cz 2


-To było w przenośni, z tym, że mnie zabije.- oparł się o łóżko, uważnie obserwując Gjeo. Postanowił bardziej uważnie mu się przyjrzeć. Przekrzywił lekko głowę, a włosy delikatnie opadły na jego ramiona. Gabriel rzeczywiście wyglądał jak dziecko, ale mimo uwielbiania, aż za bardzo zwierząt, potrafił być dorosły, mimo, że nie było tego po nim widać. Poprawił okulary. Jak on ich nie znosił, ale przynajmniej było widać jego śliczne niebieskie oczy, które zawsze ukrywał pod szkłami kontaktowymi. Nadal kołatało mu się w głowie, to co się wydarzyło kilka minut temu. Jego ojciec, na pewno, niedługo będzie dzwonić, zaiste on wiedział wszystko. Może po prostu miał dobre wtyki.-Dziękuję.-podziękował, jak postawiono przed nim filiżankę z herbatą. Upił łyk i zamyślił się, na chwilę odrywając się od rzeczywistości. Przygryzł dolna wargę i wpatrywał się w jeden punkt.-A jeśli, te dranie...to ich wina, że babcia Mexa jest w szpitalu?-zapytał samego siebie i jeszcze bardziej się zamyślił. Jego rozmyślania przerwało pytanie Mattisa.-To jest prototyp jaki stworzył mój ojciec. Ma wiele zalet, ale i wad. Jedną z nich jest to, że jak za szybko lub za długo będę jej używać, pomijam czynności domowe, to mój organizm odczuwa przeciążenie. Jest ona połączona z moimi nerwami. wzdrygnął się na samą myśl o wspomnieniu podłączania jej. Odpowiadając na pytanie, patrzył na Mattisa, ale zerkał co jakiś czas na Gjeo. Zauważył, że jest to człowiek, który sporo przeszedł w życiu i chyba jest tutaj najstarszy. Coś zaczęło go intrygować w Gjeo, sam jeszcze nie wiedział co. Przede wszystkim, musiał pomyśleć, jak mu się odwdzięczyć, a raczej im, za pomoc.-W sumie to, jak chcecie, mogę zapytać ojca, czy pozwoliłby mi, zabrać was do jego laboratorium, w sumie jestem wam coś winien...


Rosjanin nic nie skomentował, zawsze uważał że, jeśli nie trzeba to nie ma sensu się odzywać. A słowa chłopaka nie wymagały odpowiedzi. Gjeo nie krył faktu że obserwował chłopaka, zwyczajnie ze stoicką miną przyglądał się chłopakowi. Jakby chciał go w jakiś sposób przejrzeć, wyczytać z jego myśli tyle ile się da. Nie uciekał wzrokiem jeśli tylko oczy Mexa i jego patrzyły na siebie. Dopiero po chwili kiedy jego telefon zabrzęczał sięgnął do kieszeni odczytując wiadomość.
Co prawda słyszał co chłopak mówi ale jakoś nie bardzo go to interesowało. W tej chwili on sam jako ojciec martwił się o swoją pociechę. Mimo ich Michael nie chciał by ojciec był przy badaniach Cien cały czas przesyła mu na bieżąco informacje dotyczące postępów.
Karina widząc jedynie reakcję chłopca dotknęła części ciała ramienia i potarła je w pocieszającym geście.
Gjeo nie tyle co przeszedł dużo, co widział dużo, jego życie było pasmem obowiązków i obrony bliskich. Nie mógł pokazywać uczuć w miejscach publicznych by nie zdradzać na kim to mu nawet zależy.

- Nie musisz naprawdę, to że cię zaatakowali to tylko dla mnie ujma że nie byłem w stanie zapobiec temu. Ta restauracja ma być azylem tak wiec to ja powinienem być Ci winny przeprosiny. - wszedł w słowo Mattis. Widać było że reputacja i renoma tego miejsca była mu bardzo ważna.
W tym czasie starszy z braci odkręcił się i spojrzał na rodzeństwo.
- No dobrze, musicie mi wybaczyć ale ja się będę zbierać muszę jechać po Michaela do Instytutu Ząbka, jego badania niebawem się zakończą. - mówiąc to podszedł do szafy skąd wyjął cienki i elegancki płaszcz.


Posłyszawszy słowa Gjeo, Gabriel spojrzał na niego.
-Mój ojciec tam pracuje.- odparł krótko. Zastanawiało go, kim jest ten Michael, o którym wspomniał Gjeo-Przepraszam, jeśli mogę, ale jak wygląda ten Michael? Może mój ojciec go um..zna...- zapytał niepewnie przełykając ślinę. Wstał i przyglądał się znowu rosjaninowi. Wyglądał na kogoś wypranego z uczuć, ale po chwili rozmyślań, Gab pokręcił głową, jakby chciał te myśli odgonić od siebie. Jego telefon też zabrzęczał, jak zobaczył smsa zakrył ręką twarz. To był sms od jego ojca. Szybko dowiedział się, o zajściu w restauracji i kazał natychmiast zjawić się synowi u siebie.-Um..mógłbym się z tobą zabrać?-Gab schował telefon do kieszeni i wziął swoje rzeczy. Głupio mu było prosić obcą osobę, ale jakie miał wyjście? Już w myślach miał planowanie, jak pogadać z rodzicielem i przy okazji, nie pokłócić się z nim.


Ciekawość chłopaka była za bardzo dociekliwa, a tym samym stała się i podejrzana. Niestety bezpieczeństwo rodziny Rosjanina ciągle było wystawiane na próbę dlatego też już z przyzwyczajenia gadał o niej jak najmniej. A tym bardziej osobom które co dopiero poznał.
- Przykro mi ale to jest mało prawdopodobne, Michael jest dopiero nastolatkiem. - no bo po co miał więcej mówić nie uważał chłopaka za obiekt do zwierzeń. Kiedy jednak chłopak nagle wstał cała trójka obcokrajowców zaczęła mu się bacznie przyglądać. Telefon i nagła prośba gościa jeszcze bardziej zaskoczyła obecnych. Najstarszy z rodzeństwa chwilę zastanawiał się mierząc chłopaka uważnym spojrzeniem.
Dzieciak był nieco roztrzepany, i chaotyczny. A jego cała wścibskość chyba bardziej wynikała z jego wnętrza niż z jakiś zamierzonych zamiarów.
- No dobrze, ale najpierw dopij herbatę - zwrócił się do niego jak do dziecka które nie chce zjeść rosołu miło że ma grypę.


Gabriel nie chciał być wścibski. Zapytał z czystej ciekawości. Poprawił torbę i zmierzył wzrokiem Gjeo.
-Nie chcę...-odparł i związał włosy. Poczuł się trochę, jak niechciana osoba, która wściubia nosa tam gdzie nie trzeba. Założył rękawiczkę i zaczął kierować się w stronę drzwi.-Przepraszam, że zająłem wasz cenny czas. Sam trafię do instytutu.- coś ewidentnie, z przeszłości, musiało mu się przypomnieć skoro tak zareagował. Gabriel, wbrew pozorom był skrytym chłopakiem, poza tym, poczuł się nagle nie ufnie, po oschłości Gjeo. Chciał się jak najszybciej stąd wynieść.


No tak Rosjanin i te jego chłodne nastawienie, kiedy tylko chłopak wyszedł z pokoju z nie za wesołą miną Kaina zaczęła swoją tyradę o to w jak nieprzyjemny sposób ten potraktował młodzika. Co prawda Gjeo miał chorobliwą wręcz ochotę coś dobitnego siostrze powiedzieć ale tak się domyśliła i mu nie dała, nakazując iść przeprosić Gabriela. Co prawda najstarszy z rodzeństwa zdawał sobie sprawę że zniechęca do siebie ludzi, ale tak mu się żyło o wiele łatwiej. A przynajmniej tak to traktował.
Nie za bardzo mając chęci na kłótnię z siostrą wyszedł gabinetu, że pomieszczenie było bardziej na tyłach łatwo znalazł zdezorientowanego młodzika.
- Jesteśmy w części zaplecza, pozwól za mną to cię wyprowadzę - powiedział dość nijako, dopiero kiedy znaleźli się na dworze i młodzik chciał już „zwiać” Gjeo łagodnym ale i stanowczym chwytem przytrzymał go za ramię.
- Nie ma sensu byś jechał autobusem skoro i tak jadę w tym samym kierunku. Pozwól - wskazał drugą ręką na której to widział płaszcz w stronę parkingu restauracji.


Wystraszył się, kiedy to Gjeo złapał go stanowczo za ramię. O nie, dla Gaba było to trochę za dużo. Do tego mieli jechać do tego samego miejsca, jednym samochodem? Nie na nerwy młodego, który nie ufał nieznajomym, do tego ten tutaj miał ukryta broń. Gab postanowił, że nie wsiądzie z nim do auta. Czarnowłosy robił różne rzeczy pod wpływem chwili, toteż, aby się uwolnić pocałował mężczyznę w usta. Pomyślał, że może trochę się zdziwi i zdąży się uwolnić z uścisku. Miał takową nadzieję. Usta chłopaka był ciepłe i wilgotne. Serce mu szybciej uderzało kiedy zrozumiał co robi, pod wpływem chwili. Odsunął się od Gjeo, czekał tylko co się stanie, czy dostanie w twarz czy ten go zastrzeli. Lekko otworzył usta, by je po chwili zakryć i spojrzeć w dół, na swoje buty. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Serce utknęło mu w gardle. Pozostało mu tylko czekać.


No niestety rozmiary Rosjanina jak i jego postępowanie nie sprzyjały szybkiemu nawiązywaniu kontaktów to pewne, ale takiego posunięcia to się za nic nie spodziewał. Czując tylko ciepłe usta chłopaka, przez ułamek sekundy się zawahał. Niedawna utrata kochanka tylko jeszcze większym echem odbiła się we wnętrzu mężczyzny, dlatego też to on przerwał pierwszy ten pocałunek. Po takiej akcji nie było mowy o tym by go puścić. Przyszpilił go do ściany będącej za chłopakiem a następnie podniósł mu twarz by spojrzeć w oczy.
- Mogę wiedzieć co przez to chciałeś osiągnąć? - trzymał go w potrzasku własnych ramion, tak by młodzik nie zwiał. I choć w środku bruneta szalał istny sztorm, na zewnątrz nic nie dał po sobie poznać.


Jak został pchnięty na ścianę zaczął w środku panikować, przecież nie tak to miało być. On też niedawno utracił kochanka, odbijało się to na nim, do tego nie ufność w stosunku do obcych.
-Żebyś mnie puścił...- wydukał w końcu, a serce biło mu jeszcze szybciej - Nie zabijesz mnie prawda?jak ich wzrok się spotkał to jeszcze bardziej spanikował. Zupełnie nie wiedział co ma teraz począć. Przełknął ślinę. Mimo tej dziwnej sytuacji, strach po części zniknął. Nie rozumiał czemu i dlaczego tak się stało. Czyżby dlatego, że ten tutaj był taki jaki był, czy może coś więcej? Gab niepewnie chciał się wydostać, ale to nic nie dało. Był w potrzasku, przez to co przed chwilą zrobił. Skierował swój wzrok w zupełnie innym kierunku, byle tylko nie patrzeć mu w oczy, co jego wzrok nie raz natrafiał na wzrok Gjeo, ba żeby tylko na oczy. Czasem te kierowały się w dół, z niewiadomych przyczyn i na pewno nie na chodnik.


Prawdziwa panika w oczach chłopaka wystarczająco mu powiedziała, że dzieciak obecnie się boji. W sumie to miał czego. Rosjanin potrafił być bardzo niebezpieczny jeśli tylko tego chciał.
Słysząc jednak to co szatyn powiedział rozluźnił uścisk, nie komentował jego słów. Dalej patrząc się na niego. Problem tkwił w tym że to całe zakłopotanie młodzika w dziwny sposób zaczęło nakręcać mężczyznę. Wystarczył ten rozbiegany wzrok i przyśpieszony oddech by w głowie Gjeorgia pojawił się obraz młodzika w jego łóżku i ze związanymi dłońmi nad głową. Szybko jednak wyrzucił tą myśl urągając sobie za swoje upodobania.
Nachylił się lekko nad chłopakiem tak by ich usta znalazły się na jednej wysokości.
- A nie lepiej było poprosić? – spytał się rozpraszając wrażenie że chciał pocałować młodzika. Wyprostował się, i zdjął dłonie ze ściany uwalniając go z „klatki” własnego ciała.
- Nie zagrażasz mnie ani mojej rodzinie, więc nie mam powodu by brać Cię za wroga - odparł łagodnie i wyciągnął dłoń tak by była przed chłopakiem.
- Dasz się odwieść do instytutu? - zapytał niczym dżentelmen, co zresztą bardzo pasowało Rosjaninowi. 

sobota, 3 listopada 2012

Gjeorgji i Gabriel cz 1


Kiedy on ostatnio gdzieś wychodził, to sam nie pamiętał. Zawsze tylko musiał ukrywać swoja protezę lewej dłoni. Westchnął ciężko, a jego czarne włosy zatańczyły na wietrze, kiedy wyjrzał przez okno swojego mieszkania. Jego szkła kontaktowe znowu się gdzieś zapodziały i musiał chodzić w okularach. Nie lubił tego, no ale cóż, trudno, jakoś musi to przeżyć, przynajmniej widać niebieski kolor jego oczu. Wziął torbę na ramię, schował do niej książki i materiały z korepetycji. Była za ładna pogoda, żeby siedzieć w domu i bawić się papierkami z korepetycji, poza tym Mexaris chciał, żeby go trochę poduczyć z matmy, to czemu miałby kumplowi nie odmówić. Zastanawiało go tylko to, czemu kazał mu się w miarę elegancko ubrać. Założył elegancka bluzkę z kołnierzem, beżowe spodnie i buty pod kolor bluzki. Wyszedł zamknąwszy drzwi .Szybko zrozumiał, czemu kazano mu się ładnie ubrać. Mexaris, z torbą na ramieniu czekał na niego przy eleganckiej restauracji.
-A żeś wybrał miejsce…--Gabriel przygryzł dolna wargę. Nie lubił jak było w jednym miejscu wielu ludzi.

-Spokojnie, panie nauczycielu.-Mex pokazał palcem na pomieszczenie, ubrany był w jasna koszulę, z odcieniem jasnego różu, czarne jeansy oraz eleganckie buty.-Wybrałem to miejsce, bo tu jest spokojnie, a w ogrodzie, um raczej parku mało kto się kręci, więc będziemy mieć spokój- uśmiechnął się i weszli obaj do środka. Zajęli miejsca w ogródku. Mexaris, mimo sprzeciwu Gabriela, zamówił pucharki lodowo, dość duże.
-Przestałbyś wydawać pieniądze, na moja osobę, co…- Gab wyjął materiały, jak tylko jego przyjaciel usiadł bliżej niego i pokazał mu w czym tkwi problem. Po namyśle chłopak spojrzał na swego ucznia.-Wiesz co Mexaris, czasem mam wrażenie, że ty masz lenia.

-Zaraz lenia. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego kiedy podzielimy to, wychodzi to. Ja jak to wyliczam, to mi wychodzą jakieś kabanosy.- Mexaris zaczął się tłumaczyć.
-Tylko winny się tłumaczy, wiesz ty o tym?-Gabriel pokiwał głową i zaczął tłumaczyć uczniowi co ma robić i jak rozpisywać.-Widzisz, to nie jest takie trudne, zrób teraz sam. Nie patrz tak na mnie, już. Ja to nie twoja babcia.
Mexaris ślęczał nad zadaniem i nic nie kumał .Widać miał chyba zły dzień. Gabriel co chwila go poprawiał. Mimo małej ilości osób, on i tak się krępował nieco, było gorąco, a on musiał ukrywać protezę, ba zaczęło mu nawet być gorąco. Poszedł zamówić dwie wody w szklance, niegazowane, wszak lody bardzo szybko zniknęły z pucharków. Gabriel oparł się ręką o blat i ziewnął, patrząc jak Mexaris kombinuje nad rozwiązaniem zadania. Poprawił okulary. Zaraz go chyba coś trzaśnie, albo on trzaśnie Mexa. W sumie, co z tego, że byli przyjaciółmi, sam prosił Gaba, by go nie oszczędzał w czasie korepetycji.

-Nie wiedziałem, że masz takie niebieskie oczy…aua! No i za co ty mnie bijesz po głowie?- Mex rozmasował obolałą łepetynę
-Nie gadaj o moich oczach, tylko rób zadania.- odparł stanowczo, co ni w ząb do niego nie pasowało, za delikatny się wydawał.
Ktoś ze stolików obserwował chłopaków bardzo dyskretnie.


W tym samym czasie kiedy to restauracja tętniła swym własnym życiem jak każdego dnia w gabinecie właściciela lokalu odbywało się małe rodzinne spotkanie. Mattis wraz z bratem Gjeorgiem i siostrą Kariną omawiali ostatnie wydarzenia jakie to miały miejsce i to co się dzieje u „przyjaciół” kobiety. Wszyscy byli zmartwieni bezpośrednim zaangażowaniem Petera bowiem wystawiał się na wielkie ryzyko, ale prawda była taka że trzeba było zrobić swoje i rozwiązać tą sprawę. Po intensywnych rozważaniach i analizowaniu wszystkich danych rodzeństwo postanowiło zjeść jakiś chłodzący deser. Słońce pięknie grzało tak więc postanowili zjeść na tarasie pod baldachimem .
Spokojnie zajadając się deserem przeszli na nieco przyjemniejsze tematy. A to nowej znajomości Mattisa, czy dobrze rozwijającemu się związkowi Kariny, jedynie Gjeo nie za chętnie uczestniczył w tej rozmowie z racji odprawienie jego ostatniego kochanka. Dzieciak może i był młody, ładny i miał wszystkie atuty jakie mężczyzna lubił, ale strasznie ciężki im się dogadywało razem.
Młodszy z braci z zadowoleniem obserwował swoich klientów, widać było że znaczna większość spędza w restauracji miłe chwile. Kątem oka przyuważył że przy jakimś stoliku siedzą dwaj chłopcy z zeszytami na stole.

- No nie sądziłem że Kalisto to dobre miejsce na korepetycje - rzucił właściciel patrząc się na swych gości. Pozostała dwójka podążyła za jego spojrzeniem przypatrując się młodzikom.
- Najwyraźniej i młodzi ludzie potrafią doceniać miejsca z klasą - zauważyła kobieta dość prowokacyjnie zlizując loda z łyżeczki.
Najstarszy z rodzeństwa jednak nie wdał się w dyskusje on za to mając młodzików wprost przed sobą zaczął obserwować ich obserwować. Problem był taki że nie był on jedynym który to czynił. Ze stolika niedaleko dwóch jakiś mężczyzn dziwnie nie pasujących do miejsca ani sytuacji siedziało i rzucało co chwilę spojrzeniem w stronę stolika poniżej.


Gabriel i Mexaris nie byli świadomi tego co się zaraz stanie. Dwóch, elegancko ubranych mężczyzn podeszło do nich.
-Witam, witam Mexarisie, jak widzę znalazłeś sobie przyjaciela?-mężcyzna o czarnych włosach oparł ręce na stoliku, by po chwili zwalić im książki na podłogę i złapać Mexa za kołnierz.-Powiedziałem ci, żebyś nie wpieprzał się w szukanie rodziców, prawda?!
-Mexaris! Ej zostawcie nas w spokoju!- Gabriel zerwał się na równe nogi, a kiedy blond włosy mężczyzna wyjął broń i zaczął celować mu nią prosto w twarz pobladł. Miał już przejścia z bronią, dlatego zacisnął pięść przy protezie, którą skrywał pod rękawiczką. Gdyby tylko był odważniejszy. Serce zaczęło mu bić znacznie szybciej.
-Co wam do tego czy szukam rodziców?! Będę ich szukać! Mam prawo wiedzieć kim byli!-Mexaris zaczął się wyrywać, ale dostał w twarz z pięści. Gabriel zagryzł dolna wargę, do tego pobladł jeszcze bardziej. Zaczął wzrokiem, dość nerwowym, wodzić po gościach restauracji. Zatrzymał wzrok na mężczyźnie, który na nich patrzył dużo wcześniej. Błagalnym wzrokiem obserwował go, ale kiedy i on oberwał przestraszył się nie na żarty.
-Mexarisie, jeśli się nie wycofasz, twój przyjaciel spotka naszego stwórcę.-czarnowłosy nacisnął Mexarisa butem w klatkę piersiową.
Gabriel zakrył się lewą ręką, może proteza, jeśli ten wystrzeli uratuje go?


Młodsze rodzeństwo ciesząc się przyjemną rozmową początkowo nie zwróciło uwagi na to co się działo w stoliku niżej, ale najstarszy z tej trójki pokazał im co się święci.
Mattis nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy bowiem to był jego lokal i nie lubił tu mieć żadnych burd. Tym bardziej że restauracja uchodziła w mieście za bezpieczne miejsce.
Dyskretnie wezwał ochronę ale nim ta przybędzie od bramy i z wnętrza budynku minie chwila, a akcja jaka zaczęła się dziać przed ich oczami nie wyglądała za ciekawie.
Gjeo pochwycił przestraszony wzrok chłopaka. Pewnie by samemu nie zareagował na tą sytuacje, tylko poczekał na ochronę, ale jego siostra i brat już ruszyli chłopcom z odsieczą. Dwójka co pierwsza wystrzeliła do przodu nie przejmowała się schodzeniem po schodach. Wysokość jednego piętra nie stanowiła wielkiego problemu tak wiec sprawnym susem w mgnieniu oka byli już na trawie. Kobieta znalazła się przy blondynie podstawiając ostre katany pod gardło mężczyzny

- Tylko zrób mi tą przyjemność i wykonaj jakiś głupi ruch a poderżnę jak prosię. - silny rosyjski akcent wyraźnie pokazywał kim jest kobieta, a to jak wypowiedział te słowa świadczyło że nie zawaha się wykonać groźby.
Właściciel klubu za to mocnym przyłożeniem z prawej pięści przyłożył czarnowłosemu tak że ten aż pokoziołkował do tyłu. Niestety ciągle trzymając broń w dłoni kiedy tylko odzyskał równowagę już zamierzał strzelić. Ale nie zdążył coś cicho pyknęło i w kolejnej chwili mężczyzna przyciskał do piersi krwawiącą dłoń. Najstarszy z rodzeństwa zbliżał się do całej szóstki z wyciągniętą z bronią z tłumikiem na lufie.
- Przy bramie wam nie powiedzieli że wstęp dozwolony tylko bez broni? - potężny rosyjski bas zabrzmiał z jego piersi mierząc z pogardą mężczyzn w garniturach. W chwilę po tym za budynku przybiegło czterech mężczyzn z ochrony. Jednego chłopcy powinni kojarzyć jako odźwiernego przy bramie.
Brunet z czerwonymi pasmami powiedział coś w swoim języku a ochroniarze szybko pochwycili napastników i odprowadzili ich gdzieś w boczne wejście do podziemi dworku.
Dopiero kiedy dwójka mężczyzn znikła Rosjanie spojrzeli na chłopców, a kobieta kończyła zbierać ich papiery.

- Coś się któremuś stało? - zapytał młodszy z braci, Gjeo natomiast z bez zażenowania przyglądał się złotej protezie chłopaka. wodząc wzrokiem oj jego ręki po całym ciele.


Gabriel nie wiedział co się dzieje, jak zaczęło się to całe zamieszanie i jak tylko się uspokoiło upadł na kolana i zaczął się bujać do przodu i do tyłu. Wspomnienia z dawnych lat dał o sobie znać. Mexaris otrząsnął się.
-Tak, ale bardziej martwię się o niego.-Mex podszedł do chłopaka i mocno go przytulił.-Gabriel, już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczny.-Mexaris zaczął głaskać Gabriela po głowie, a ten ze strachu, aż zasnął. Chłopak westchnął i wziął go na ręce.-Trzeba go stąd zabrać, ale nie bardzo mam gdzie. Obaj mieszkamy daleko stąd, jakieś półgodziny drogi na piechotę, a teraz nie ma na to czasu. Dziękuję wam za pomoc-chłopak skinął głową w ramach podziękowania. Nie bardzo wiedział co ma robić. Gabriel doznał szoku i tak szybko się teraz nie obudzi. Całej protezy mężczyzna nie mógł widzieć, widział tylko nakładkę od niej, która pobłyskiwała na złoto, bo resztę zasłaniała rękawiczka


Nietypowe zachowanie starszego z chłopców nie uszło nieuwadze. Dorośli domyślili się co się dzieje z młodzikiem dlatego też słysząc prośbę w głosie drugiego chłopca obydwaj spojrzeli na siebie w porozumiewawczym geście
- Może zaniesiemy go do biura, jest tam kanapa więc będzie można go na niej położyć, a nikt tak na ogół nie zagląda więc może tam odpocząć. - zaproponował młodszy z braci. Gjeo międzyczasie rozkręcił błoń i tłumik, chowając je na swoje miejsce do kabury pod marynarką. Mając wolne ręce podszedł do chłopców.
- Mnie będzie łatwiej go nieś. Zbierz wasze rzeczy i sprawdź czy aby wszystko jest.- głos ten może i nie był rozkazujący, ale już sama aura mężczyzny świadczyła o tym że, jego słów nie puszcza się na wiatr. Mając śpiącego w ramionach zadziwił się że waży on tak niewiele. Obserwował poczynania a po chwili ruszył w stronę dworku. Znał drogę do gabinetu i tam właśnie się skierował. Wszedł do restauracji wejściem służbowym by nie wywoływać niepotrzebnej paniki wśród gości.
Pomieszczenie było przestronne i urządzone jak reszta restauracji, czyli z lekkim przepychem i z nutą renesansu.
Ułożył młodzika na skórzanej kanapie i okrył go kocem, by przypadkiem dzieciak nie zaziębił się od leżenia na chłodnej powierzchni.


Mexarisowi nie uszło na uwadze zachowanie tych, co im pomogli. Zastanawiał się, czy przypadkiem jeszcze bardziej się w coś nie wmieszali. Zebrał szybko ich rzeczy i pobiegł za Gjeo. Mierzył go wzrokiem bardzo uważnie.
-Kim wy jesteście do diabła?-zapytał mierząc go wzrokiem, a kiedy się poruszył, by skrzyżować ręce, jego medalik wysunął się zza koszuli.-Wystarczy, że już jedni wodzą mnie za nos i obserwują...nie chcę kolejnych kłopotów.-chłopak, wcześniej taki wesoły, teraz zupełny obrót, o sto osiemdziesiąt stopni. Popatrzył na śpiącego Gabriela, ale dalej był ostrożny. Jego przyjaciel spał, zapewne niedługo się obudzi, ale nie ma mowy, aby zostawił go z tymi ludźmi! Nagle telefon zadzwonił w kieszeni chłopaka. Kiedy odebrał serce mu zamarło.
-Moja babcia, w szpitalu? Postaram się...-
-Mexaris, jedź do niej...ja chyba sobie poradzę...twoja babcia jest ważniejsza niż ja...-Gabriel się obudził i spojrzał w stronę przyjaciela, który nie wiedział co robić, ale po chwili skinął mu głową i wybiegł z pomieszczenia. Gabriel, jak zostali sami, spojrzał na Gjeo.-Um..dziękuję, że nas uratowałeś.-z nerwów zarzucił jeden kosmyk włosów za ucho.-Nie wiedziałem co się dzieje, ci mężczyźni...to nie jest pierwszy raz, kiedy atakują Mexarisa.-chłopak zacisnął pięści na kocu.-Gdybym był odważniejszy, nie musiałoby dojść do tej sytuacji dzisiaj!-spuścił głowę. Płakać nie zamierzał, ale czuł się winny tej całej sytuacji. W sumie, gdyby nie jego strach przed bronią palną, może rzeczywiście do wszystko było by inaczej.


Rosjanie dyskretnie wymienili spojrzenia, ale jakoś nie szczególnie kwapili się do wyjawiania tego kim naprawdę są.
- Spokojnie młody, Jestem właścicielem tej restauracji a to moje rodzeństwo. Starszy brat Gjeorgij - wykonał gest wskazujący na mężczyznę co niósł chłopaka a ten skinął głową w stronę Mexa - I moja siostra Karina - przedstawił kobietę, może i było to nieco dziwne że nie zrobił tego w odwrotnej kolejności, ale w tej rodzinie liczy się wiek, dlatego to zawsze, względem tego wyznacznika odbywają się różne rzeczy.
- A kłopoty to Ty miałeś własne, ja tylko nie lubię jak to na moim terenie ktoś się panoszy, Tamci zostali odstawieni już na posterunek na wywołanie burdy, ale spokojnie twoja osoba nie została wzięta do sprawozdania. Dyskrecje jest tu bardzo cenioną rzeczą. - odparł dumnie a po chwili umilkł słysząc telefon.
To że śpiący chłopak się obudził było zaskoczeniem ale najwyraźniej dzwonek telefon musiał zakłócić sen.
To że młodzik musiał wyjść było o dziwo zrozumiałe. Gjeo spojrzał na chłopaka kiedy ten się odezwał i pokiwał głową.
- Nie mnie należą się podziękowania ale tym dwoje w gorącej wodzie kompanych. Ale jeśli to nie jest pierwszy raz, może twój przyjaciel powinien zastanowić się przez zgłoszeniem tego na policje? - Nie żeby wierzył że służby państwowe jakoś szczególnie by zareagowały, ale Ci co nie mieli prywatnej armii za swoimi plecami mogli tylko na nich liczyć.
Kolejne słowa wywołały dziwny niesmak.
- Przestań się użalać bo to nic Ci nie da. Każdy normalny człowiek widząc broń przed sobą i to z lufą wycelowaną między oczy dostaje miękkich kolan. Wybacz ale na komandosa nie wyglądasz, a tylko oni są szkoleni do ukrywania strachu i robienia swoje. - szorstkość w głosie starszego z mężczyzn wywołała poruszenie i to całkiem nie małe, Kobieta tylko rzuciła jakieś niezrozumiałe słowo i usiadła koło chłopca

- Nie słuchaj tego starego piernika, gada niekiedy co mu ślina na język przyniesie, zamiast pomyśleć i inaczej dobrać słowa. Ale co gorsza to nieco ma racji, i tak byś nic nie poradził. A nawet jakbyś zareagował mógłbyś dostać. A przecież nie miałeś się czym się bronić. - łagodny głos brunetki był zupełni różny ot tego kiedy usłyszał ją pierwszy raz. Teraz był ciepły i przyjemny, wręcz hipnotyzujący.


Zaśmiał się na słowa.
-Umiem się obronić...-zacisnął pięść u prawej dłoni. Pokazał wszystkim, jak zdjął rękawiczkę protezę, której palce był zaostrzone, jak pazury.-Chociażby tym, poza tym, mam czarny pas w karate i umiem walczyć bronią białą. Brakuje mi tylko odwagi.-Gab spojrzał na Gjeo-Ale on ma rację. Wszak użalaniem się nic nie zrobię. Policja nic tu nie da. O dziwo, te zasrańce powiedzieli się, że to sprawa nie naszego kraju tylko innego.-Gabriel wstał i wyjrzał przez okno, a nóż może ktoś ich obserwuje. Jak tylko zauważył kota, oczy mu się zaświeciły-O rany, jaki słodziak- przystawił nos do szyby-Gdybym mógł to bym cie zabrał ze sobą do domu...-spojrzał na Gjeo i zrobił się cały czerwony, wszak zboczył z tematu rozmowy.--Nie tylko ich zasługa, ale i twoja. Nie wiem, czy każdy odczytałby z mojego spojrzenia wołanie o pomoc.-znowu rumieńce okryły policzki Gabriela. Interesującą rodzinę miał ten cały jegomość.-Ach! Bym zapomniał! Jestem Gabriel. Tak nie ładnie, że się nie przedstawiłem i jeszcze bezczelnie przeszedłem na ty. Przepraszam!-Gab wyprostował się i nagle zakręciło mu się w głowie. To wszystko przez to, że za szybko wykonał ruch protezą. Usiadł na kanapie i oparł rękę o czoło.-Ojciec mnie zabije, jak znowu trafię do szpital z powodu protezy, ajajaj.-zaczął coś mruczeć pod nosem.


Karina jako będąc najbliżej chłopaka gdy zobaczyła protezę aż zagwizdała z zachwytu. Widocznie „zabawka” młodego bardzo jej się spodobała. Z trudem odrywała wzrok od protezy kiedy mówiła do gościa.
- A ja myślałam że moja rękawica z pazurami jest niebezpieczna, zwracam honor - maniaczka broni słuchała chłopaka uważnie ale Gjeo stał nie wzruszony.
- Nawet najlepszy teoretyk nie przyda się na wojnie jeśli nie miał odpowiedniego treningu. Na macie może i jesteś dobry, ale sytuacje zagrożenia to inna bajka i wiesz mi odwaga nie ma z tym nic wspólnego. - mówił jako doświadczony żołnierz i osoba wiedząca o czym jest dyskusja. - To już lepszych wymówek nie potrafią teraz znaleźć? Żałosne. - opieszałość służ policyjnych w tym kraju była aż drażniąca, no ale on jest obywatelem Mateczki Rosji i to z niej czerpał przykłady. A u nich takie zachowanie jest nie do pomyślenia.
Od wodził wzrokiem za gościem, a jego nagła zmiana w zachowaniu na widok zwierzaka, upewniła tylko mężczyznę że to jeszcze dziecko.
- To ciekawe jak byś zareagował na widok, Ru albo Kia - zaśmiał się w myślach ale nie powiedział nic na głos. Zwłaszcza że rumiana twarz chłopaka wyglądała całkiem milutko.
- Dwoje facetów z bronią atakujących nastolatków w czasie korków to nie jest przerwanie pikniku przez mrówki. - powaga mężczyzny była strasznie sztywna jakby sam sobie nie pozwalałam na chwilę relaksu.

- Przestań to naprawdę nic wielkiego. Zresztą o ile mi się wydaje to jesteś starszy ode mnie. - czarujący uśmiech jak posłała chłopakowi jakby zaprzeczał jej słowom. Przecież jej elegancki wygląd wskazywał że jest dojrzałą kobietą a tu taka niespodzianka.
Kiedy tylko Gjeorgij zauważył że chłopakowi zakręciło się w głowie, a że był też najbliżej młodzika, szybko się znalazł tuż obok i podtrzymał go by ten nie upadł.
- Chyba jednak za szybko wstałeś - nieco łagodniejszy ton wydobył się z pełnych ust mężczyzny. Trzymając go blisko siebie podprowadził do kanapy i tam posadził.
- Nie przesadzaj, nie po to cię tyle lat chował by teraz zabijać. - rzucił mimochodem. I choć bardzo korciło go spytanie co ma związek z tym proteza jego osobie nie wypadało o to pytać. Na szczęście z odsieczą przyszedł Mattis.

- A co ma z tym wspólnego proteza? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć - dodał po prędze stawiając przed chłopakiem filiżankę herbaty i gestem polecając wypić.

piątek, 2 listopada 2012

Azumi i Satoshi Cz 6


Ostatnie kilka dni zdawało się być zwykłymi, szarymi wschodami i zachodami słońca. Co dzień około szesnastej wracał do domu, z Azumim wydając się zazwyczaj tylko rano. Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego ulatnia się praktycznie od razu po zrobieniu posiłków. W głębi duszy żywił nadzieję, iż kiedyś dane im będzie zjeść wspólnie obiad, który ten przyrządzi. Tym bardziej, że Satoshi zasłużył sobie na to wyróżnienie: ani razu nie złamał nowych reguł i nie dość, że zjadał wszystko, co kucharz mu przygotował, to jeszcze nie dojadał fast foodami. Życie powoli zamieniało się w prawdziwą sielankę: co więcej, przyzwyczaił się do traktowania Azumiego jak znajomego a nie potencjalnego partnera. Zdawało się, iż całkowicie zapomnieli o zdarzeniu z ich pierwszego spotkania.
Otworzył drzwi, o dziwo stwierdzając, iż te nie zostały przez Azumiego zakluczone. Czyżby jeszcze był w mieszkaniu? Nie sądził, by dopuścił się takiego niedopatrzenia i zostawił mieszkanie puste.
Zamrugał zielonymi oczyma, po czym poprawił sterczące na wszystkie strony włosy z błękitnymi końcówkami: nie cierpiał wracać w makijażu scenicznym do domu, jednakże zrobił to dziś w drodze wyjątku. Z bliżej nieokreślonego i nie poznanego przez Azjatę powodu stylistka musiała natychmiast opuścić stanowisko pracy. Zdecydował więc wrócić do domu w tym "stanie" i pozbyć się wszystkiego na miejscu. Dobre dwie godziny siedzenia przed lustrem by doprowadzić się do stanu człowieka normalnie wyglądającego. I tak ludzie dziwnie gapili się na niego na ulicy.


Całe to unikanie Satoshiego miało na celu niedopuszczenie do powtórzenia się sytuacji z zaułka. Wolał unikać dłuższego przesiadywania razem by nie kusić aktora niektórymi swoimi zagrywkami, którymi to nie mógł się pozbyć. A niestety wiele takich było. Azumi był wolnym duchem lubiącym się bawić i spędzać miło czas. Jego główna zasada była taka że po nocy spędzonej z kimś już nigdy się z nim nie umawiał. Problem był w tym że Satoshi pasował do upodobań chłopaka a że nie chciał stracić tej pracy musiał uważać by się nie zaangażować. Stąd to znikanie z pola widzenia aktor.
Druga strona medalu tego etatu, było to że naprawdę lubił gotować. A to że pracodawca dawał mu wolną rękę w potrawach mógł nawet niekiedy podawać mu jego własne przepisy.
Dziś niestety był bardzo kiepski dzień. Nie dość że rano zaspał na zajęcia i musiał siedzieć z nieswoją grupą to jeszcze na domiar złego brat chciał go wykorzystać do swoich własnych celów. Cały czas truł o to Azjacie na zakupach, a teraz nawet przyszedł z nim do mieszkania aktora. 

-No weź, Azumi to tylko kolacja i jeden weekend.- mocny głos, ewidentnie należał do osoby starszej niż Azjata. A jeśli tylko ktoś wszedł teraz do kuchni mógł zauważyć ze był przystojnym białym mężczyzną w okularach. Co ciekawsze widać było że jest w dość zażyłych stosunkach z czerwonowłosym. Stał on bowiem za nim i obejmował w pasie rękoma a jego broda spoczywała na ramieniu niższego mężczyzny.
- Przestań głupku bo się skaleczę i to już nie będzie fajnie. Zresztą Ciebie nie powinno tu być. Jestem w pracy. - Azjata był poddenerwowany i co chwilę tylko wzdychał cierpiętniczo. 

- No to zgódź się na moją prośbę a dam Ci spokój, inaczej będę Ci truł aż nie zgwałcę cię na zmianę decyzji.- głos obcego mężczyzny przybrał na barwie niewinną tonację nastolatka błagającego o zniesienie szlabanu. Cała ta sytuacja bardziej wyglądała na sprzeczkę kochanków niż znajomych czy braci.


Słysząc obcy głos dobiegający z kuchni, zaciekawiony uniósł lekko głowę, i by nie przeszkadzać za wcześnie swojemu nieproszonemu gościowi podszedł cicho nieco bliżej, by móc lepiej słyszeć. Jego słowa brzmiały dość dwuznaczne, i oczywiste było, iż pierwszą myślą Satoshiego było to, iż Azumi po prostu go oszukał. Aktor niestety stał w o tyle dogodnej pozycji, iż widział, co ci wyprawiają. Brązowowłosy błagał teraz tylko, by niebiosa dały mu silną wolę. Inaczej już teraz dość brutalnie oddelegowałby gościa.
Odkaszlnął znacząco, by ci go usłyszeli. Był wściekły i to nie na żarty: nie tylko dlatego, że Azumi okazał się być kimś innym niż się podawał. Teraz był to wręcz poboczny powód. Ale jakim prawem zapraszał kogoś do mieszkania własnego szefa?
W duchu zaklinał, że zdecydował się przyjąć Azumiego. Gdyby tego nie zrobił, nie czułby takiego bólu w sercu. Paliło go to do żywego: a przecież chłopak go nie zdradził. Nie zrobił praktycznie nic, o co Satoshi mógłby być wściekły.
-Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panom za bardzo.
Zgryźliwość w jego głosie pojawiła się z sama siebie. 


Azumi kiedy tylko usłyszał chrząknięcie i widział złość w oczach gospodarza wiedział że ma przechlapane.
- Wcale. A nawet będę wdzięczny jak wywalisz tego kretyna za drzwi, wówczas będę mógł spokojnie przygotować obiad, który się opóźnia, bo ktoś ciągle mi przeszkadza. - chcąc niego zrzucić z siebie winę wskazał końcówką noża na bata stojącego za nim. Który jakby nic nie robił sobie z obecności właściciela mieszkania. 

- Nie celuj we mnie nożem jeszcze mnie skaleczysz. 
- Kievin lekko ujął nadgarstek brata i skierował w inną stronę, Azjata zareagował jakby instynktownie i zawarczał na informatyka.
- Nie jestem wieszakiem na trupy więc odpuść sobie - czerwonowłosy odchylił się do tyłu, wówczas wyższy mężczyzna jakby dał za wygrane i ze wzruszeniem ramion odszedł na bok. 

- Zadowolony. A teraz zgodzisz się na kolacje i ten weekend. - słodki głos i płaczliwe oczy miały niby podziałać łagodząco. Ale w tym przypadku to nie poskutkowało. 
- Na litość pańską ile razy mam powtarzać nie. W poniedziałek mam zaliczenie i nie mowy bym gdziekolwiek na weekend wybył z mieszkania. I jeszcze jedno słowo a przez najbliższy tydzień sam będziesz sobie szykował jedzenie i robił pranie. - uniesiony głos Azjaty nadal brzmiał słodko a gniew tylko dodał mu bardziej męskich rys. Tyle tylko że to jakoś nie specjalnie przerażało mężczyznę naprzeciwko. 
- I tak tego nie zrobisz bo mnie kochasz. - rzucił jakiś oczywisty fakt. Azumi nie wytrzymał i wbił móż pionowo w drewnianą deskę do krojenia.
- Satoshi błagam Cię każ mu wyjść bo go zaraz wykastruje. - tym razem to czerwonowłosy zwrócił błagalny wzrok w stronę aktora mając nadzieję że ten coś zrobi.


Kiwnął głową ze zdziwieniem, przysłuchując się tej scence. Właściwie sam nie wiedział, co tak naprawdę dalej trzyma go przy zdrowych zmysłach i pozwala na odgrywanie przed nim takich... ekscesów. Miał szczerą ochotę po prostu przywalić im obu i wywalić za drzwi. A Azumi zapewne nawet sprawy sobie nie zdawał, jak głęboko wbił nóż w serce brązowowłosego. Właściwie to nawet nie mógłby się tego domyśleć.
Nie odpowiedział nic na prośbę Azumiego, obracając się pod nosem i udając w stronę sypialni. Po drodze wybąkał coś w rodzaju "sami się sobą zajmijcie". Nawet zapomniał o tym, by upomnieć czerwonowłoego za spraszanie sobie kogoś obcego do jego mieszkania. To nie było ważne. Teraz liczyło się tylko to, że ten facet go kocha. I zapewne on jego. A on... po prostu znów poczuł się wykiwany, oszukany po całości. Azumi najwidoczniej w świecie próbował sobie zrobić z niego jaja.
Położył się na łóżku i wyciągnął z torby laptopa. Jeszcze przed jego włączeniem zdjął z oczu te przeklęte, zielone soczewki. Westchnął tylko ciężko i wklepał adres pierwszej lepszej strony, która wpadła mu do głowy. 


Widząc zrezygnowaną postawę Azumi zrozumiał że to również nie jest dzień aktora. Pewnie coś nie tak poszło w pracy a teraz ta scena wyjęta z taniej komedii. Kiedy tylko Satoshi zmierzał w kierunku sypialni, Azjata instynktownie przeszedł a japoński i zbrukał Kievina i to dość porządnie. Niestety czerwonowłosy miał taki nawyk że jeśli na kogoś krzyczał przechodził na język ojczysty.
Haker wolał teraz nie dyskutować z bratem bo widział że i tak nic nie wskóra dlatego też chciał się ewakuować z mieszkania ale nic z tego. Młodszy go zatrzymał.
- A ty myślisz że dokąd to? Natychmiast masz go przeprosić za tą scenę. I żadnego, ale dobrze wiesz że to wszystko twoja wina - determinacja kucharza była ogromna i choć Informatyk spokojnie dałby radę wyjść to jednak wolał nie pogarszać swojej sytuacji. Odkręcił się napięcie i poczłapał do sypialni.
Dopiero po chwili Azjata się opanował. I powrócił do przyrządzania posiłku i to w znacznie szybszym tempie. Pierwotnie miała być pieczeń, ale ze to by trwało za długo mienił niego pomysł i zaczął podsmażać kawałki mięsa na patelni a w garczku na drugim palniku przyrządzać warzywa w sobie. 


Kievin za bardzo nie wiedział co ma powiedzieć mężczyźnie. Nie znal go a na domier złego podejrzewał co tez on sobie mógł pomyśleć o ich zachowaniu. Zapukał do sypielni i po odczekaniu długości jednego wdechu wszedł do pomieszczenia. Od razu zlokalizował gospodarza i podszedł nieznacznie, jednak zachowując rozsądną odległość.
- Słuchaj, przepraszam za to moje wtargnięcie i przeszkadzanie Azumiemu przez co nie zrobił jeszcze obiadu. Ale chodzi o to że bardzo mi zależy żeby w ten piątek zrobił dla mnie romantyczną kolacje i przeniósł się na ten weekend do jakiegoś kumpla bo chce mieć mieszkanie dla siebie i mojego faceta. Więc ta cała awantura jaką byłeś świadkiem jest tylko moją winą. Więc nie miej do niego pretensji - zakończył swój wywód i za bardzo nie wiedział co ma dalej robić. Nie często przepraszał kogokolwiek więc nie orientował się czy powinien już wyjść czy zostać na ewentualne wyjaśnienia jakiś nieścisłości.


Westchnął ciężko, odwracając głowę w stronę drzwi. Słysząc przeprosiny i zdanie o sproszeniu do siebie kogoś na noc spłoszył się mocno. Mimo wszystko po prostu pozwolił mężczyźnie wejść i wysłuchał jego słów do końca.
-Rozumiem. W każdym razie następnym razem jednak prosiłbym o jakiekolwiek uprzedzenie ze strony Azumiego. Ale o tym to porozmawiam już z nim sam. 
Odparł, zupełnie szczerze. W głowie jednak zrobił mu się jeszcze większy mętlik: kim był więc ten mężczyzna, skoro nie kochankiem? Nie miał bladego pojęcia, jak połączyć ich relacje. Nic racjonalnego nie przychodziło mu teraz zupełnie na myśl. Wstał z łóżka, po czym skierował się do kuchni, by zająć chwilę kucharzowi.
-Azumi? Co dzisiaj na obiad?
Spytał beznamiętnie, przyglądając się szperającemu w kuchni mężczyźnie. Prawdę mówiąc mimo wszystko zaczynał powoli robić się naprawdę głodny.
-I starczy tego dla trzech osób? Niech Twój gość już zostanie, jak już przyszedł. 
Z uśmiechem na twarzy skinął w stronę brązowowłosego okularnika. Teraz, gdy okazało się, że nie jest znajomym Azumiego "tego typu" przestał traktować go jak wroga. Jednakże kwestia orientacji chłopaka wciąż wymagała od niego małego śledztwa. Zapyta się go wprost. I tyle. 


- Dzięki, ale co do tego przyjścia to raczej przyczepiłem się do niego jak rzep do psiego ogona. - wytłumaczył tą całą głupia sytuacje a po wszystkim poszedł za gospodarzem by mieć jako taką pewność że jego braciszkowi nic się nie stanie. 

Azumi słysząc głos Satoshiego od raz spojrzał na aktora mając nadzieję że nie będzie widzieć już tej złości na niego.
- Pieczone mięso w koszulkach w sosie. - wkładał właśnie do piekarnika jakieś zawiniątka ułożone równo na blasze. - Piętnaście minut w piekarniku i już będzie gotowe do zjedzenia. A ja w tym czasie wyjmę zastawę. - powiedział ustawiając piekarnik i już sięgając ręka do szafki. Słysząc jednak kolejne pytanie ustał niczym sparaliżowany i powoli odwrócił się w stronę aktora.
- Mówisz poważnie? Ale wiesz o tym, że pozostawienie go razem ze mną może spowodować kontynuacje tej durnej przekomarzanki z wcześniej. Niestety moje kontakty z Kievinem często bywają burzliwe. - ostrzegł nieco niepewnie bojąc się co też może wyniknąć w dalszych minutach tego dziwnego spotkania


Uśmiechnął się tylko, powstrzymując się od dość złośliwego komentarza słów Kievina. Przygryzł delikatnie wargę, po czym skinął na kucharza. Znów ubrał maskę: tym razem obojętnego, niczym nie zmartwionego człowieka. Azumi znów wyprowadził go z równowagi: jednakże nie tej zwykłej, a duchowej. Tej, w której ciągle starał się walczyć z uczuciami dla czerwonowłosego.
-Okej.
Uśmiechnął się lekko. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Azumi aż tak jest zaskoczony jego propozycją. W sumie... nie powinien mu się dziwić. Dopiero co udało im się złapać jakąś nić porozumienia. Kievin? Pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem.
-Przekomarzanie z bratem? Trzeba było kiedyś zobaczyć mnie i Yori... ale z nią toczyłem prawdziwe batalie.
Dopiero imię mężczyzny dało mu do zrozumienia, z kim tak właściwie ma do czynienia.Teraz tym bardziej chciał, by został na kolacji. A wypytywanie Azumiego o orientację byłoby całkowicie pozbawione sensu.
-Wnioskuję, że Pan z "naszych", skoro szykuje Pan wolne mieszkania dla siebie i... znajomego. Dobrze myślę?
Zapytał, spoglądając na brązowowłosego. Jego orientacja o dziwo, zaczęła go interesować. Lubił poznawać innych gejów: dzięki temu mógł z kimś swobodnie rozmawiać o swoich związkach, bardziej na luzie niż z większością heteroseksualnych osób. Tak miał i już.


Początkowe zachowanie jednak pasowało do tego że Satoshi nadal jest zły, ale jakby po jakiejś chwili to dziwne przeczucie całkowicie przeminęło.
- Może i tak ale to co widziałeś było tylko wstępem. - odparł starając się zachować spokój. Ale niestety braciszek musiał się nieco wtrącić. 

- Powiedzmy że czasem bywam strasznym bratem jeśli chodzi o sprawdzanie z kim to Azumi się spotyka. Jako informatyk no i haker mam dostęp do różnych baz danych tak więc sprawdzenie danych osobowych i innych ciekawostek z ich przeszłości. - odparł dość dumnie na co Azjata zmrużył ostrzegawczo oczy. Niestety nie mógł powiedzieć po japońsku by go nie wydał co do orientacji bo przecież aktor znał ten język. Musiał w takim razie pilnować brata by czegoś ten nie przeskrobał. 
- Można tak powiedzieć. Znaczy się ogólnie spotykałem się też z kobietami. Zasada żeby życie miało smaczek … - machnął ręką jakby coś nawijał na nią ale widząc niezrozumienie zrobił lekko smutną minę - … żeby życie miało smaczek raz dziewczynka raz chłopaczek. - wywrócił oczami niechętnie przytaczając przysłowie. - Nie lubię tego powiedzonka ale jest co do mnie adekwatne. Ale jakoś ostatnio stwierdzam ze z facetami jest ciekawiej. Zresztą z jednym się właśnie spotyma. 
Azumie jednak nieco nie wytrzymał słów brata. Bowiem on wykupował swojego chłopaka z domu publicznego by móc się z nim zobaczyć. A to uważał nieco za co najmniej śmieszne zachowanie. Tyle tylko że Kievin dobrze odebrał zachowanie więc zmroził czerwonowłosego złym wzrokiem. 
- W przeciwieństwie do mojego brata. . . 
- W przeciwieństwie do jego rodzonego brata który jest całkowicie hetero . - powiedział to nieco z naciskiem jakby błagając w ten sposób by ten przestał mówić.

czwartek, 1 listopada 2012

Powrót do życia


No dobra zabrałam się do prężnego publikowania swoich pisanych sesji, opowiadań i wszystkiego co też spłodził mój umysł, ale jednak przez nieoczekiwane wydarzenia z życia prywatnego wszystko się pokręciło i niestety nie miałam czasu by to regularnie uaktualniać.
 Ale spokojnie. 
Nie znaczy to że całkowicie przestałam pisać. 
Wróciłam do gry, a tym samym postanowiłam że próbuję wznowić działanie tej strony.
Tak więc zapraszam do czytania i może częstszego odwiedzania mojej strony. 

wtorek, 10 stycznia 2012

Azumi i Satoshi Cz 5

Choć oficjalnie Michał by się do tego nie przyznał przed nikim ale uwielbiał prowokować. Ten „uroczy” komplement jaki powiedział chłopakowi też mal taki cel. No ale widząc opanowanie na twarzy młodziaka uśmiechnął się cfanie
- Ciekawe czy zawsze jest taki opanowany, aż miało by się ochotę po wydurniać z nim. - przemknęło mu przez myśl widząc to harde spojrzenie. Firello nie ucziekał wzrokiem, wręcz z uśmiechem wpatrywał mu się w oczy kiedy go „sprawdzał”.
Nadzieja matką głupich wielu mawia, ale zapominają oni o tym że jak każda matka i ta kocha swoich dzieci. Kierowca wyścigowy wyczuł to lekki drgnięcie, ale nie pokazał po sobie tego. Za bardzo ciekawiło go dlaczego taka reakcja.
- Jeśli jakieś fajne ciacho czemu nie, ale obleśnych zbereźnik pewnie oberwał by odemnie w nos. - mówił to zamyślonym głosem jakby faktycznie się nad tym zastanawiał a po chwili niby coś sobie uzmysławiając jęknął przeciągle. - Aż tak widać po mnie że chętnie bym cię zmiział? - spytał w powagą w głosie ale nim dał jakąkolwiek szansę na odpowiedź zaśmiał się pod nosem. - No dobra żartowałem sobie. Też nie byłbym zadowolony, ale skoro nie miałeś nic do ukrycia trzeba było być po prostu pewnym to bym sobie zwyczajnie odpuścił. To trochę jak gra w rosyjską ruletkę. - odpowiedział już innym bardziej pogodnym głosem, tym jakim zaczął tą całą konwersacje. - Skoro i tak Cię tu ściągnąłem za sobą zabaw się, za chwilę będzie kolejny wyścig, tym razem motory, mój przyjaciel będzie brał udział i nie chciałbym tego przegapić. - rzucił zachęcająco. W sumie impreza przewidywała właściwie jeszcze dwie zabawy, teraz motory i jeszcze walka o zdobyć. W tym ostatnim Michael jakoś nigdy nie brał udziału bo nie był zainteresowany seksem z tymi „króliczkami w rui” jak to mawiał na tych młodych ludzi.


Wątpił by mężczyzna nie wyczuł jego wzdrygnięcia ale zawsze była jakaś nadzieja, prawda? Dlaczego tak zareagował to dla niego też niespodzianka. Wcześniej tak nie miał, lecz czyżby to jakieś pozostałości po Wilku. Pewnie tak. Nie przejął się tym zbytnio, bo stwierdził, że na razie nikt go "tam" dotykać nie będzie. Był blisko następnej ściany więc znów spokojnie się o nią oparł słuchając swojego rozmówcy.
Zamyślony głos mężczyzny naprawdę go rozbawił jednakże starał się powstrzymać od śmiechu i tylko jedynie się uśmiechnął. Oczywiście ten wyraz twarzy już po chwili zniknął, bo ileż można.
- Dobra, ale po wyścigu twojego kumpla, wrócimy do naszej wcześniejszej rozmowy. - Odpowiedział. W sumie to wiedział, że przyjaźń jest ważna więc przystał na tę propozycję. Spojrzał na mężczyznę, rysy Allana odrobinę złagodniały. Nie był spięty, teraz przez tą chwilę mógł się zrelaksować oglądając wyścig. Motory, no to bardzo chętnie. Zaczął iść w stronę zbiegowiska. Było naprawdę sporo ludzi. Stanął przy jakiejś barierce i oparł się o nią tyłem do wyścigu. Jeszcze się nie zaczął. Wyjął po raz kolejny tego dnia papierosa i odpalił go sobie paląc.


Firello widział te chwilowe rozluźnienie i przyznać trzeba że bił to całkiem miły obrazek. Zastanowiło go tylko czemu chłopak tak chodzi od ściany do ściany. Czy to tylko taki zwyczaj na przeczekanie postoju czy może jednak coś jest nie tak z nim. Nie chciał przecież by gdzieś zemdlał.
- Jeśli tylko tak bardzo Ci na tym zależy. - wzruszył ramionami najwyraźniej nie do końca rozumiał to całe zainteresowanie swoją osobą. - Zatem zapraszam tędy. - zrobił gest zapraszającego do chwilowej przechadzki. Ludzi faktycznie było dużo, ale tu było to całkowicie normalne. W końcu i wyścig się zaczął. Ale nie był to taki normalny konkurs. Trasa miała wiele elementów ruchomych i niekiedy niebezpiecznych, ale pokaz i tak był świetny. Fitello entuzjastycznie kibicował swojemu przyjacielowi i kiedy tylko ten wygrał z wielkim zadowoleniem kręcił głową.
- Wybacz mi na chwilę - rzucił w pośpiechu i ruszył do Jakoba chcąc mu pogratulować. Kiedy jeszcze nie opadła euforia po zwycięstwie organizatorzy postanowili wybrać „nagrodę” na kolejny konkurs, ostatni konkurs. Jeden lub jedna ze szczęśliwie wybranych spośród tłumu mieli możliwość spędzenia nocy razem ze zwycięzcą.
Światło zaczęło krążyć w dość szybkim tempie aż po chwili się nagle zatrzymało i o dziwo na jakiejś niskiej czarnowłosej postaci.
- Szczęśliwym zwycięzcą jest szczupła niewiasta w płaszczu i krótkich włosach. O przepraszam przez to stanie tyłem się pomyliłem. To młody mężczyzna. Tłum i tak wiwatował, tu płeć kochanka raczej nie wiele znaczyła.


Było z nim wszystko dobrze, no prawie. Co prawda przez jakiś czas zalecane miał ograniczenie ruchu ale no przecież bez przesady. Nigdy nie słuchał zaleceń lekarza. Dla niego byli oni zbyt mało fachowi. Ale musi przyznać, że czasem zakręciło mu się w głowie ale to opieranie się o ściany raczej było takie same z siebie. Nie lubił tak stać , wolał dla wygody się oprzeć.
- Tak zależy mi. - Powiedział chcąc usłyszeć później prawdę od niego. Ruszył powolnym krokiem za nim.
Oglądał z zainteresowaniem cały wyścig. Niektóre z tamtych motorów były nawet podobne do jego. Ale jako nie chciał brać udziału w takim czymś. Po co? Obrócił się tyłem odpalając znów papierosa. Chyba powinien ograniczyć. Ostatnimi czasy pali co raz więcej.
- Ta, jasne. - Odpowiedział mężczyźnie widząc, że ten chce zobaczyć się z przyjacielem. Uśmiechnął się delikatnie sam do siebie. Po czym usłyszał głos jakiegoś mężczyzny. Był ciekaw jaka to panna dostała ten "zaszczyt". Niestety poczuł na sobie ciepło reflektora a wszyscy patrzyli na niego. Odwrócił się powoli.
- O kurwa. - Mruknął sam do siebie. Jego mina teraz była niewiarygodnie zdziwiona. Z wrażenia aż musiał wyjąć fajkę z ust. Po chwili jego twarz nabrała kamiennego wyrazu. Ponownie się obrócił chcąc się szybko skierować w stronę swojego samochodu.


Michael kochał prędkość, czy to jako kierowca czy to jako widz, ona tak naprawdę nadawała sens jego życia. Stąd ta gorliwa owacja na wygranie przyjaciela. Jakob był praktycznie dla niego bliższy od brata.
Gratulując blondynowi wygranej zupełnie nie patrzył na telebim i który chętny króliczek będzie wystawiony do wygrania.
Ale kiedy tylko Despera klepnęła go w ramię obejrzał się i był w nie lada szoku. Wygraną był właśnie jego nowo poznany młodzik. A po minie coś mu się zdawało że chłopak nawet nie wie w co właśnie się wpakował.
Przeprosił rodzeństwo i skierował się w stronę organizatora konkursu by nieco wyjaśnić ten drobny błąd i dać szatynowi szansę wyplątania się z tego kłopotu.
Kiedy tak kierowca wyścigowy zmierzał w stronę podium w innej części tłumu dwóch „miłych panów” ustało przed detektywem z wyraźnie ucieszonymi mordami.
- No to panie nagrodo, zapraszamy do szefa - gość był typowym osiłkiem bez działającego mózgu więc raczej jakieś słowne argumenty raczej do niego nie trafią.


Dlaczego właśnie on? Nie rozumiał tego. Co oni sobie tak normalnie świecą tymi neonami i losują ponętnych kochanków. Oj nie, on się na to nie pisał. nie miał zamiaru być jakąś nagroda. Bez przesady, o co w ogóle tutaj chodzi. I że ktoś się w ogóle godził na takie coś. Nieprawdopodobne. Westchnął głęboko czym prędzej wychodząc z tłumu ludzi. Palił fajkę normalnie. Nie był zdenerwowany, bo przecież jak sobie pójdzie to wylosuj kogoś innego. Nie będą go zmuszać do seksu przecież. Mina mu zrzedła gdy zobaczył przed sobą dwóch wysokich mężczyzn.
- Panowie, to jakieś nie porozumienie. Nie będę niczyją nagrodą więc zejdźcie mi z drogi w trybie natychmiastowym, bo inaczej porozmawiamy. - Warknął w ich stronę wyprowadzony z równowagi. To było przegięcie. Nasyłają na niego jakiś miśków. Tak w ogóle to z boku musiało to wyglądać komicznie. Drobny, dziewczęco podobny Allan grozi dwóm napakowanym kolesiom. Dziś chyba nie miał dobrego dnia.


Chłopak ewidentnie miał dzisiaj niezłego pecha, że tak można powiedzieć. Tyle tylko że dryblasom to wisiało czy on chciał tego czy nie.
- Nie rób problemów kruszyno, ładniutki jesteś więc ktoś z wielką przyjemnością Cię poratuje. - rzucił z krzywym uśmiechem ten obcięty na łyso, widać było że im to nawet na rękę było jeśli chłopak zamierzał się rzucać.
A skoro czarnowłosy został już ostrzeżony spokojnie zbliżyli się do niego by jeden mógł ująć go pod ramię i zaprowadzić. A jeśli ten coś protestował to nie zawahał się od zwyczajnie przerzucić sobie chłopaka przez bark i zanieść na podium.

W tym samym czasie Firello w końcu dostał się do czarnoskórego mężczyzny robiącego tu za szefa.
- A. J. nastąpił poważny błąd czasie tego losowania, chłopak nie ma zielonego pojęcia w co właściwie jest nawet w kompany, weź mu odpuść i jeszcze raz dokonaj wyboru. - statał się wyjaśnić tą niecodzienną sytuacje, ale uśmiech na ustach jegomościa nie świadczył o niczym dobrym
- Oj tam, raz na jakiś czas nic się nie stanie jak chłopak dostanie się na dół. - rzucił nieco złośliwie ale po chwili podszedł do Michaela i zarzucił mu rękę na ramię.- Ale skoro tak dbasz o tyłeczek tego dzieciaka to może sam go wyratujesz z opresji - gdyby nie to że prawnik zawsze trzymał się z daleka od tego wyścigu to bez problemu „uratowałby księżniczkę” ale jeśli weźmie w tym udział, ktoś może mieć głupie skojarzenia, zwłaszcza że nagroda był chłopak.
- Dobrze wiesz że nie brałem nigdy udziału w tym konkretnym wyścigu, poza tym twój człowiek nieco za bardzo poleciał w lewo projektorem. On stał z dala od miejsca wyboru króliczków.- cierpliwość kierowcy nie należała do największych, dlatego wolał pilnować się z tym co mówi, nie chciał przecież wkopać jeszcze bardziej chłopaka.
- Stał w pobliżu, może za blisko, nie wiem. Pretensje miej do operatora lampy, a teraz odpuść sobie, co on twoja dupa? Nic mu się nie stanie jak ktoś go raz przeleci. - rzucił wyciągając cygaro. Obcinając gilotynką końcówki i zapalił dość drogiego dymka zaciągając się z uśmiechem.
- Może i mu się nic nie stanie ale to przymuszenie do diabła, - Michał już musiał powiedzieć to co myśli ale wiedział że to nic nie da.
- Sam wiesz że nieznajomość prawa szkodzi. Każdy z tu obecnych wie co oznacza miejsce oznaczone chorągiewkami, mógł tam nie stać. A teraz jak tak Ci na nim zależy to go uratuj książę. - wredny i ciężki baryton rozniósł się po zapleczu sceny, ale widać było że szef już skończył rozmowę bowiem odwrócił się do swojego prowizorycznego biurka i zaczął przeglądać jakąś listę.


Po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji, nie miał pojęcia co zrobić. Rozpatrzał już nawet wyciągnięcie broni ale nie mógł zrobić tego aż tak publicznie. Był teraz w kropce. Mężczyźni byli od niego silniejsi i więksi, sam wiele nie zdziała. No przecież nie wyciągnie tu broni palnej. Nie wiedział co może robić jeszcze. Analizował wszystko szybko. Był od nich pewnie zwinniejszy i mógłby nawet uciec aczkolwiek spodziewał się, że nie ma ich tylko dwóch. Rozejrzał się dookoła, najgorsze, że ludzie stojący obok udawali, że nic nie widzą. Wywalił papierosa na ziemię i spojrzał na nich hardo.
- Nie jestem kruszyną to po raz, grubasie. - Musiał swoje powiedzieć. Oczywiście doskonale wiedział, że masa mężczyzny to w większości mięśnie ale czasem trzeba powiedzieć coś nie miłego.
- A po dwa, zejdźcie mi z drogi. - Warknął w ich stronę i zaczął iść przed siebie wprost na nich. Przeszedł między nimi niestety nie zaszedł za daleko bowiem został złapany i przerzucony przez bark jednego z nich.
- Puść mnie! Za kogo ty się masz?! - Krzyknął na niego kopiąc go i bijąc niestety to nic nie dawało, był on zbyt masywny. Nie mógł nawet teraz sięgnąć po broń.


Firello był wściekły że nic nie wskórał a kiedy tylko spojrzał w bok już widział, no i słyszał jak ktoś dostarcza „wygraną” do szefa.
- Cyklop postaw chłopaka na ziemię - powiedział gdy tylko bysiorki były na tyle blisko by go usłyszały. Znał ich dobrze skoro od tylu lat tu bywał, znał większość „obsługi” A.J.`ja . Dryblas jednak poczekał na potwierdzenie od szefa, a ten tylko skinął głową napotykając wzrok pracownika. Tyle tylko że dla niewtajemniczonych mogło to tak wyglądać że osiłek posłuchał kierowcę wyścigowego. Ale niech chłopak nie marzy nawet o próbie ucieczki mężczyzna, który go niósł teraz położył mu ciężką dłoń na ramię więc dobrze będzie wiedzieć kiedy „nagroda” będzie coś kombinować
- A.J., no na litość już weź odpuść dzieciakowi i znajd innego do roli króliczka, przecież on nawet nie jest z tych co to lubią. - rzucił jakby to miało wszystko załatwić. Czarnoskóry mężczyzna znów się zaśmiał i pokręcił głową.
- Wiedziałem że jesteś sentymentalny, ale żeby aż tak. Przecież to nie twój tyłek ma być wydymany, więc co się martwisz. - szef wzruszył ramionami nie rozumiejąc za bardzo tej całej dyskusji.
- Może i nie mój tyłek ale ja go ściągnąłem na wyścig motorów, a przez głupi błąd operatora chłopak ma się z kimś gzić tylko dlatego że padło na niego?
- Właśnie tak. I dobrze wiesz że nic z co powiedz nie zmieni decyzji A.J.`a- za kotary wysunął się dzisiejszy zwycięstwa poprzedniego wyścigu. Coś miał za bardzo ucieszoną minę i to wcale nie mogło znaczyć nic dobrego.


Allan miał dość donośny głos zwłaszcza gdy był zdenerwowany. Przeklinał głośno na osiłków wyzywając ich od najgorszych. Nawet nie wiedział gdzie go prowadzą, bo niestety głowę miał skierowaną w przeciwnym kierunku. Nie znał tego terenu wiec nie mógł wywnioskować dokąd idą ale z każdą chwilą był co raz bardziej wkurzony. Usłyszał głos mężczyzny. Zdziwił się ale poczuł jak te małpy go odkładają na ziemię. Stanął na twardej ziemi i westchnął. Trochę dziwnie się z tym poczuł, że nieznajomy mu pomaga. Spojrzał na niego ale w tym samym momencie poczuł dłoń na swoim ramieniu. Tak, oczywiście, muszą go przytrzymywać. Dla niego to już był przesada. Nie podobała mu się ta sytuacja, oj nie.
- Przestańcie! - Krzyknął głośno widząc uśmiech na twarzy zwycięscy. Obrócił się szybko i wycelował kolanem w krocze trzymającego go osiłka. Odskoczył szybko od niego.
- Nie będę niczyją dziwką! A teraz, żegnam panów. - Powiedział nie wiarygodnie wyprowadzony z równowagi i zaczął znów iść jak najdalej od nich. W razie co odpiął już sobie płaszcz by mieć lepszy dostęp do broni.

Azumi i Satoshi Cz 4


Odpowiedział na słowa Azumiego pełnym wdzięku uśmiechem oraz cichym "rozumiem". Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że przez przypadek nie ubrał swojej słynnej maski rozwydrzonego dzieciaka, ukazując po prostu swoją prawdziwą twarz. Sam nie miał pojęcia, dlaczego tak zrobił: nigdy, przenigdy nie pokazywał swojego prawdziwego charakteru komuś tak szybko. A może to nie przypadek? Może podświadomie pragnął Azumiego? Jego zrozumienia i uśmiechów? W końcu facet był naprawdę uroczy. Wręcz żałował, że musieli spotkać się w taki a nie inny sposób. I że jest heteroseksualny. To automatycznie skreślało go z listy potencjalnych partnerów: głównie z tego powodu, iż uważał "nawracanie" innych za bezczelne ingerowanie w ich życie.
-
Cóż, właśnie zniszczyłeś mi moje życie. I nie rozumiem, jak można wziąć Cię za kobietę.
Zbliżył się do niego o krok, poprawiając Azumiemu kosmyk czerwonych włosów opadających na twarz.
-
Od razu widać, że jesteś stuprocentowym facetem. Choć faktem jest, że Matka Natura seksowności Ci nie poskąpiła...
Wymruczał, uśmiechając się przy tym zadziornie. Tak, kolejna gierka, ze strony Satoshiego już nieco poważniejsza. Chciał zobaczyć, jaka jest górna granica, kiedy chłopak powie "nie". Miał nadzieję, że w końcu kiedyś to zrobi... inaczej oboje mogliby mieć niezły... hm, kłopot?
Gdy tylko zaczął normalnie łapać oddech, odruchowo mocniej ścisnął dłoń chłopaka. Nawet wtedy, gdy zdał sobie z tego sprawę, nie puścił go. Trzymał kurczowo, jakby nie chcąc, by ten mu się wyrwał.
-
Z chęcią sam strąciłbym ich wszystkich do piekła. A dlaczego pytasz?
Podniósł z zainteresowaniem głowę, zaintrygowany tym, co właśnie czerwonowłosy wymyślił. 



Prawdę powiedziawszy w obecnej chwili również Azumi zachowuje się niego nader poważnie. Ale nie chce odstraszyć mężczyzny dlatego też pozwala sobie na pilnowanie swojego zachowania. Ale niech tylko ma pewność że Satoshi już go zaakceptował i polubił to i zachowanie Azjaty się zmieni. Tylko pytanie ile z tych zmian zaakceptuje aktor i kiedy on powie „wynocha”. Choć może niekoniecznie. Chłopak po prostu lubi eksperymentować w kuch, a że większość jego pomysłów wychodzi dobrze więc nie ma problemu że w jakiś sposób rozczaruje pracodawcę. A przynajmniej jeśli chodzi o kulinarny aspekt jego pracy.
Pytanie bardziej uwierające podświadomość Azjaty to „Co zrobi Satoshi jak się dowie o orientacji swojego pracownika”. To jedno zdanie co chwile próbowało się wydostać na powierzchnię myśli ale czerwonowłosy usilnie starał się nie zagłębiać w tą sprawę. 
- No przykro mi że jestem tym który sprowadza Cię na ziemię. A co do pomyłki to ja akurat rozumiem. Mam łagodne rysy a to domena kobiet. Zresztą jak upinam włosy do góry w koka czyli czytaj kiedy gotuję to wówczas wielu nauczycieli bierze mnie za kobietę, a przynajmniej było tak na początku, wcięcie w linie też ma w tym swój udział. Tyle że ja już się do tego przyzwyczaiłem.- dopowiedział dobrodusznie wzruszając ramionami.
Chwilę się zastanawiał dlaczego ten się zbliżał ale jedyną reakcją było to że bardziej wyprostował się. Nie odganiał od siebie aktora. A kiedy ten poprawił jego włosy podziękował delikatnym skinieniem głowy. 
- Niestety nie lubą się trzymać pod gumką. - rzucił komentarz o włosach. Zauważył a raczej czuł mocniejszy uchwyt na dłoni ale starał się jakoś o tym za wiele nie myśleć. - Od reakcja na nieprzyjemny temat - tłumaczył to sobie w myślach Azumi.
Jednak na komentarz takiej kategorii nie mógł nie zareagować. Normalnie by jakoś miło się odwdzięczył ale skoro ma grać hetero to nie może tego zrobić. Pokręcił głowa i westchną niby to cierpięnico. 
- Komplemenciarz z Ciebie mój drogi, ale przykro mi . .- odparł z ciepłą nuta i klepnął wierzch dłoni Aktora wydobywając dłoń z potrzasku. Nie chciał by wyglądało to że uciekał od uścisku dlatego też sięgnął do swojej torby przewieszonej przed ramię i wyjął małą butelkę wody i napił się. - No może i widać, ale w takim razie Matka natura zapomniała dolać innym spostrzegawczości szczegółów. - zripostował z uśmiechem i nawet nie myśląc wysunął dłoń z butelką w stronę mężczyzny. - Wybacz powinienem najpierw zaproponować Tobie, ale nie mam drugiej. – wśród znajomych to było normalne zachowanie ale przecież aktora poznał dopiero dwie godziny wcześniej. Więc skąd ten koleżeński gest?
Słysząc jednak jaki to temat Satoshi zapoczątkował uśmiechnał się wrednie. 
- No wiesz jeśli będziesz na to zasługiwać to może dostaniesz wcześniejszy prezent na gwiazdkę w postaci totalnego upierdliwienia tamtemu pajacowi życia- odparł tajemniczo.


Przytaknął na słowa Azumiego. Faktycznie miał rysy, które mogłyby pozwolić na tego typu pomyłkę. Jednakże w żaden sposób nie odbierało to czerwonowłosemu męskości: w oczach Satoshiego nabrał nawet przez to tej swojej seksowności. Ludzie powinni mieć zakaz być tak uroczymi: zawracają tylko innym w głowach.
-
Wydaje mi się, że to tylko dodaje Ci słodkości. Oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa.
Odparł, a słysząc komentarz na temat gumki, zaśmiał się cicho. Ten artystyczny nieład grzywki nawet nieźle do niego pasował. Kosmyki uroczo opadały na czoło chłopaka: jakby była jedyną rzeczą w życiu, której nie potrafi okiełznać. A zrobił to nawet z Satoshim.
-
Rozumiem.
Uśmiechnął się wątło, pozwalając mu na zabranie ręki bez większych oporów. Dopiero teraz dotarło do niego, że musi trzymać się od niego na dystans, inaczej wszystko szlag trafi. Nie chce psuć relacji swoimi głupimi uczuciami, które akurat teraz za wszelką cenę próbowały wziąć górę. A Satoshi nie chciał ich wypuścić, przyznać, że polubił tego czerwonowłosego chłopaka. Najchętniej porwałby go już teraz i zabrał na randkę z prawdziwego zdarzenia: to jednak było niemożliwe. Między nimi stał mur, a Satoshi za wszelką cenę pragnął go przekroczyć, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w żaden sposób się go nie pozbędzie. Mógł jedynie poddać się i pozwolić Azumiemu być po prostu... jego kucharzem. I niczym więcej. Zwykłym kumplem, przyjacielem. Ale na pewno nie partnerem. Nie może zarywać do mężczyzny, który wyraźnie zaznaczył, że jest hetero. To byłoby dla niego żałosne. Nie potrafić zapomnieć o głupim uczuciu i dać wszystkiemu za wygraną. Mógł tylko milczeć. I dlatego postanowił, że właśnie tak zrobi. Da mu spokój i wolną rękę w kuchni. 
Niech lepiej poszuka sobie kogoś, kto na niego zasługuje.
-
Oj, przestań. Kolejnością się przejmujesz.
Zaśmiał się cicho i popił łyk wody, dziękując skinieniem głowy. Po chwili oddał chłopakowi butelkę, a słysząc jego słowa, na jego twarzy zaczęło malować się prawdziwe zaskoczenie.
-
To będzie najlepszy prezent urodzinowy jaki w życiu dostanę!
Uśmiechnął się czarująco, po czym odwrócił się na pięcie i zapytał cicho, czy aby nie powinni iść już na targ. "Niebezpieczeństwo" pewnie i tak już minęło.


Azjata nie mógł się powstrzymać przed lekkim wyrazem zaskoczenia. Aktor był nader szczery co rzadko się zdarzało dlatego też pozwolił sobie na chwilę niedowierzania. - Powiedz zawsze jesteś tak szczery? Znaczy się w każdych aspektach i dla każdego? - nie było sensu zaprzeczać temu co „wytknął” Satoshi bowiem kucharz bardzo dobrze o tym wiedział. Pytanie tylko czy on go próbuje dalej podrywać czy rzeczywiście jest taka prostą osobą.
Młodego mężczyznę cały czas męczyły wyrzuty sumienia że nie powiedział „szefowi” o jego orientacji. Choć gdyby tylko wiedział co też już za zamieszanie spowodował w głowie aktora to by przestał je mieć. Azumi nie powinien mieć romansu z pracodawcą. Nie żeby mu to przeszkadzało moralnie, ale chciał się nieco uniezależnić od brata więc potrzebował pracy. A ta wydawała się łatwa i przyjemna więc nie warto pozbawiać się kury znoszącej złote jajka. Musiał nie dać się poderwać i koniec. 
- To nawyk wyniesiony z domu. Zawsze pilnuj by osoba Ci towarzysząca dostała to co chce. Wiesz takie stare zasady wkuwane mi do głowy przez mamę. Ona pochodzi z tradycyjnej rodziny więc całkiem sporo jest tych reguł. - wyjaśnił chowając butelkę z powrotem do torby, ale słysząc w głowie i widząc na twarzy entuzjazm z jakim to aktor odpowiedział i on się uśmiechnął. - No to załatwione. Postaram się już poinformować kogo trzeba by temu gnidzie zatruć nieco życia.- A brat haker bardzo chętnie zabawi się w sabotaż na komputerze tego dziennikarza.
Azumi nie protestował z wyjściem, w sumie to dziwnie się czuł w tym zaułku. Normalnie skrywał się w takich miejscach z mężczyznami gdy Ci nie wytrzymywali i chcieli go pocałowac a nie mogli tego czynić na otwartej przestrzeni. 


Pytanie chłopaka nieco zbiło go z tropu. Przez pewną chwilę nawet nie wiedział co odpowiedzieć. W końcu to mogłoby oznaczać, że traktuje chłopaka inaczej niż swoich innych znajomych. Dlatego też postanowił skłamać. Pierwszy raz od czasu ich spotkania. Huh, szybko.
-
Wszystkich znajomych tak traktuję.
I tak oto przerwał tę magiczną grę, wszystko pękło niczym mydlana bańka. Teraz pozostało tylko to, by utrzymać kontakty z Azumim na odpowiedniej pozycji. Żadnych romansów. To pracownik. Nie kochanek. Przynajmniej tak starał się teraz myśleć Staoshi. Tylko to tak naprawdę cały czas zajmowało jego głowę.
-
Znam to. Dlatego ja ciągle przepuszczam wszystkich we drzwiach.
Odparł, a na jego twarzy pojawił się przyjemny, pełen ciepła uśmiech. 
Dostała to, co chce? Wszystko?
Potrząsnął głową, chcąc ostudzić swoje zapały. Dla zmylenia poprawił przy okazji włosy, udając, że ten nagły odruch spowodowany był tylko pragnieniem poprawienia fryzury.
-
Dziękuję: mam u Ciebie dług.
W duchu dziękował chłopakowi z całego serca: miał dość serdecznie tego faceta, ciągle niszczył mu życie. Przyszedł czas na odwet.
Podniósł głowę, a nie mogąc się powstrzymać, po prostu zadał pytanie, które właśnie wierciło mu w głowie wielką dziurę.
-
Aby osoba towarzysząca dostała co chce? Mogę w takim razie o coś poprosić?
Pociągnął go za rękaw i przyciągnął do siebie. Zerknął w oczy czerwonowłosego, przepełnione prawdziwą... dzikością?
-
Mogę?
Uniósł nieco głowę, jakby czekając na cios wymierzony w policzek za takie zachowanie. Ten pocałunek mógłby zniszczyć wszystko. Albo stworzyć coś zupełnie nowego. 
On mnie zabije, jestem tego pewien. Ale raz się żyje. Dla niego złamałem swoje zasady- to musi już być coś, nie? Nie? No...


Chłopak zadowolony taką odpowiedzią uśmiechnął się i pokiwał głową z aprobatą. Miło było wiedzieć że mimo swego zawodu ten mężczyzna pozostał wartościową osobą. A przecież tyle to się słyszy o kłamliwości gwiazd telewizyjnych czy kinowych. - Tak już zauważyłem ten manewr - dodał lekko podśmiewając się pod nosem. Gdyby Satoshi wiedział że tym właśnie ruchem zyskał sobie nieco przychylności ciekawe co by zrobił. - Żaden dług, spokojnie, ten który dostanie to zadanie będzie z niego bardzo zadowolony. Zwłaszcza że to przysługa dla mnie - nie mógł niestety powiedzieć że całą zabawę przekaże swojemu bratu, który jako haker bardzo starannie zawrusuje mu wszystko co tylko się da.
Pytanie nie wywołało się jakieś dziwne, zwłaszcza że podejrzewał że aktor podchwyci sposób jaki Azumi ujął swoją wypowiedz. Jednak to pociągnięcie było ogromnym zaskoczeniem. Co gorsza przez to że się tego nie spodziewał szarpnięcie spowodowało że zatrzymał się dopiero na klatce piersiowej mężczyzny. A że Satoshi był o prawie głowę wyższy, to czerwonowłosy musiał zadrzeć głowę do góry by móc spojrzeć aktorowi w oczy.
Coś w nim wręcz krzyczało o to by mu się oddać i to nawet tu w zaułku. Tylko resztki jakiegoś rozsądku mu nie dały na to pozwolić. Azumi położył mu palce na ustach kręcąc głową. 
- No dobra panie popularny, możesz dostać ode mnie wszystko jeśli to odnosi się do moich kompetencji w kuchni ale z innymi manewrami, bardziej niecnymi powiedziałem Ci na trzeźwo się nie dam. - odparł spokojnie i lekko klepnął go w policzek. - Poza tym przykro mi ale dopiero po trzeciej randce daje się pocałować a my nawet nie mieliśmy pierwszej. - zażartował sobie, starając się rozluźnić atmosferę. Nie chciał go ranić czy bić.


-Żaden manewr. Zwykła, ludzka życzliwość.
Odparł, tym razem już zgodnie z prawdą. To, co mówił, nie wydawało mu się być czymś specjalnym. Sam też nie czuł się jakoś wyjątkowo. Co innego czuł teraz ten drugi Satoshi, teraz schowany za prawdziwą osobowością, śpiący, czuwający. Pytanie brzmiało, kiedy się przebudzi i zaatakuje: teraz, a może za chwilę? A może pozostanie uśpiony, tak, jak powinno być? Satoshi czuł się niezwykle nieskrępowany przy Azumim. Mógł być sobą, tylko i wyłącznie sobą. Nie musiał przywdziewać maski drugiego Toriseia.
-
I tak wiszę Ci piwo.
Odparł dla przekory. Tak, picie z szefem, to było coś. W sumie brązowowłosy nie miał żadnego pomysłu, jak mógłby mu się odwdzięczyć. A ten sposób był chyba najlepszym z możliwych.
Czując dotyk palców na swoich wargach, zrozumiał, że musi się opanować, choć to ciepło... kusiło. Aż pragnął po prostu go pochwycić w swoje ramiona i pocałować tak gorąco, że aż straci dech.
-
Pan popularny nie miał pojęcia, że to facet daje się całować... zawsze myślałem że to my całujemy kobiety.
Odparł, przymykając oczy, jednakże tylko do tego stopnia, by móc dalej patrzeć na czerwonowłosego, który wciąż się od niego nie odsunął. Ta bliskość była mu teraz na rękę. 
Błagam, uderz mnie. Przywróć mi zdolność logicznego myślenia. Przypomnij mi, że nie chcesz. Błagam.


- Tak, tak. Od mi się powiedziało - odparł z minką niewiniątka. Prawdę powiedziawszy to jakoś w głębi siebie był bardzo zadowolony widząc pewne starania się aktora. Azumi był tym który lubił kolietować i zwodzić. Sprawdzać ile druga strona może znieść nim ten pęknie i coś zrobi. Tyle tylko że w tym konkretnym przypadku takie zachowanie nie było wskazane. Ba nawet powinno być zabronione. Tyle tylko że nie jest tak łatwo pozbyć się przyzwyczajeń w pięć minut, zwłaszcza że można powiedzieć iż one żyły swoim własnym życiem. - Jeśli mogę być wybredny to stanowczo wolę wino. Nie trawię piwa. Już w smaku uważam że lepsze jest sake niż ten chmielowy wywar. - mówiąc to zapomniał z kim ma do czynienia i nieznacznie w prowokacyjny sposób oblizał usta. Niestety wzmianka o winie zawsze tak na niego reagowała.
Gorzej jednak się poczuł kiedy zrozumiał jaką gafę popełnił. Lekka fala paniki ogarnęła Azjatę 
- Ech no i wydał się mój sekret że wole bardziej stanowcze drugie połówki. - mówił w wolniej niż normalnie mówiąc to w wielce teatralny sposób. Nie chciał bowiem tal kompletnie kłamać mówiąc że woli stanowcze kobiety. No bo przecież on niegdzie nie powiedział że woli niewiasty. On zwyczajnie nie potwierdził że lubuje się w panach. No ale na razie wolał za wiele nie kombinować i wymknąć się z tej patowej sytuacji. - No dobra, kochasiu, koniec tego dobrego bo zaraz zamkną stragany i nici z zakupów. - mówiąc to zrobił lekkie nurkowanie z obrotem i już się wyślizgnął z objęć aktora.


Westchnął ciężko, po chwili ziewając potężnie. Od wczoraj wieczorem cały czas jest na nogach: a jedynym sposobem na utrzymanie się w pionie była obecność Azumiego. I energy drinki. Coraz bardziej morzył go sen, mimo wszystko jednak wciąż grał: tym razem dość niewinną rolę. Udawał, że naprawdę nie chce mu się spać. Taki już jest żywot aktora.
-
Wino? Okej. W sumie sam za wiele nie piję i coś czuję, że skończymy na szklance coca coli.
Odparł cicho, przekrzywiając lekko głowę. Azumi pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, co właśnie zrobił. Jak bardzo skusił Satoshiego tym swoim seksownym gestem. Aż za bardzo: teraz brązowowłosy pragnął jednego: by wtulić się w ramiona czerwonowłosego, poczuć na sobie jego oddech i odczuć miłość. Coś zupełnie niemożliwego, abstrakcyjnego. 
Przepraszam.
Znów przylgnął do Azumiego i szaleńczo wpił się w jego usta, przytulając mocno do siebie. Niemalże natychmiast zalała go fala gorąca: co teraz? Uciec? Zostać? Tym jednym gestem zniszczył wszystko. Każdy cal ich znajomości. Błagał tylko, by Azumi mu wybaczył, przyszedł jutro do pracy. Pragnął widzieć go codziennie, w każdej możliwej chwili swojego życia.
Dopiero, gdy oddalił od niego swe wargi, zdał sobie sprawę z tego, jaki jest obrzydliwy. Że jest frajerem, który potrafić spaprać wszystko, bo czuje pożądanie. Niczym dzikie zwierzę. Niemalże czuł, jak niewidoczna gołym okiem łza spływa mu po policzku. Łkające sumienie. I utracona godność. To one zdawały się zawodzić teraz najbardziej.
Stracił wszystko co miał. Właśnie teraz. 


Czerwonowłosemu nie uszło uwadze to całe zaspanie aktora, ale sytuacja jaka naspała po próbie odejścia, bardzo zaskoczyła młodzika. Myślał że mężczyzna potrafi się opanować. Zresztą podświadomie to nawet go niewinował. Wiedział dobrze jak on potrafi działać na homoseksualistów. Co gorsza jemu było bardzo trudno nie odpowiedzieć na ten ponałunek. Przez pierwsze sekundy zaskoczenia nawet sam przyległ do ciała wyższego mężczyzny. Ale wraz pierwszym wdechem jego jakże mocnego zapachu wody kolońskiej szybko się otrzeźwił.
Nie chciał mu robić krzywdy ale nie miał zamiaru być niewiniątkiem z którym można wszystko robić. Tak jak najstarszy brat go nauczył ucisnął kciukiem w splot nerwowy na kości ramiennej łączącej z klatką piersiową. To dość bolesny ale za to skuteczny sposób uwolnienia się. Od raz odskoczył od aktora na co najmniej metr.
Teraz natomiast musiał udawać wściekłego mimo iż nawet nie był podirytowany. 
- Przesadziłeś - powiedział tylko to jedno słowo i odwrócił twarz w drugą stronę by uspokoić oddech. Ale z zupełnie innego powodu niż mogło się wydawać. Ten jeden pocałunek rozgrzał jego podbrzusze. Chciał więcej i to o wiele. Wiedział że tu i teraz powinien zrezygnować z tej pracy, ale coś mu nie dawało. Musiał jednak wymyśleć coś sensownego by sprzedać aktorowi. W końcu spojrzał na niego z poważną miną - Gdyby nie to że potrzebuje pieniędzy bo chce się wynieść od brata to w tej chwili szukałbyś innego pracownika. Jeszcze jedno takie zagranie a bez słowa odchodzę - starał się mówić jednoznacznym głosem i z twardym spojrzeniem.