-
Nie jestem kimś, nad kim trzeba się roztrząsać czy też dbać o jego
bezpieczeństwo. Jestem żołnierzem i może życie jest tyle warte na ile jestem
potrzebny Pajęczej Pani. – odpowiedział
niczym mantrę. Ale to było zbyt sztuczne by było prawdziwe,
-
Zatem nie mogę czekać do końca kuracji. –
powiedział bardziej do siebie niż do wilka. Dopiero po chwili pomyślenia
spojrzał na zwierzę. – Mówiłem Ci że mam
do wykonania zadanie. Matka mego klanu wyznaczyła mi zadanie i musze je
wykonać. – rzucił poważnie jakby to co było tym owym zadaniem było czymś
najważniejszym w życiu. Ba nawet ważniejsze niż samo jego życie.
Propozycja by odziać płaszcz była
dla Dertao czymś niezwykle niespotykanym. Spojrzał się na wilka niepewnie,
jakby nie wierzył w przed chwilą usłyszane słowa.
Przez chwilę pozwolił sobie na coś
miłego. Wyobrażenie siebie w tym przecudnym materiale który tak wspaniale
łaskotał jego policzek kiedy jeszcze na nim leżał . .
[-
To było przy. . . . ]- nie pozwolił sobie na dokończenie
zdania. Odepchnął myśli daleko, [- Jestem
żołnierzem a nie bawidamkiem]- żachnął się i natychmiast spoważniał. – Dziękuję za to co zrobiłeś ale musze
ruszyć w dalszą podróż, już i tak długo się zasiedziałem. – odpowiedział
podchodząc do zielonej cieci. Niechętnie ale wypił płyn który miał być
lekarstwem. Po nim jednak wstał i zaczął wypatrywać znaków gdzie jest północ.
Westchnął jakoś tak po swojemu.
„To nawet nic nie zjesz? Głodny będziesz mniej skuteczny”- tak go korciło aby oprzeć się na dłoni, lub w ogóle zmienić się w swoją bardziej ludzką wersję, ale postanowił dalej ciągnąć tą grę pozorów. Na zmiany przyjdzie czas. Teraz jednak widział jak drow się rozgląda. A przecież nie pozwoli mu się zgubić we własnym domu. Z resztą, w międzyczasie mógł wykombinować coś, aby zawsze wiedzieć gdzie on jest, ale tak aby mroczny o tym nie wiedział. Co zabawniejsze, mimo iż strażnik był dość stary, nigdy czegoś takiego nie robił. To było, jako takie wyzwanie.
„Odprowadzić cię? Jeszcze mi się tu zgubisz. A kto zna lepiej las, jak nie jego mieszkaniec?”- to trzeba było mu przyznać, że potrafił podać rozsądne argumenty, przeważające na jego korzyść.
„To nawet nic nie zjesz? Głodny będziesz mniej skuteczny”- tak go korciło aby oprzeć się na dłoni, lub w ogóle zmienić się w swoją bardziej ludzką wersję, ale postanowił dalej ciągnąć tą grę pozorów. Na zmiany przyjdzie czas. Teraz jednak widział jak drow się rozgląda. A przecież nie pozwoli mu się zgubić we własnym domu. Z resztą, w międzyczasie mógł wykombinować coś, aby zawsze wiedzieć gdzie on jest, ale tak aby mroczny o tym nie wiedział. Co zabawniejsze, mimo iż strażnik był dość stary, nigdy czegoś takiego nie robił. To było, jako takie wyzwanie.
„Odprowadzić cię? Jeszcze mi się tu zgubisz. A kto zna lepiej las, jak nie jego mieszkaniec?”- to trzeba było mu przyznać, że potrafił podać rozsądne argumenty, przeważające na jego korzyść.
Tęsknie spojrzał za rzeczy wyłożone
na liściach. Był głodny i to bardzo, A to jak zostało podane jeszcze bardziej
kusiło. W końcu tym razem to Dertao westchnął.
-
Dobrze, chwilę mogę jeszcze poświęcić, ale nie mogę się delektować taką ucztą,
do wieczora muszę wrócić do swoich a to jeszcze daleka droga – wyjaśnił, choć nie wiedział czy do Wilka tak wszystko
dociera.
Usiadł na powalonym dniu i zaczął
zjadać po woli owoce, były przepyszne, już dawno nie jadł czegoś tak
wspaniałego i słodkiego.
-
Nie no, zgubić bym się nie zgubił – powiedział
tak ale w głowie zastanawiał się jak zrobić by wilk szedł z nim. – Po za tym nie musisz się kłopotać. Chciał
być dobrze wychowanym drowem, ale chyba w tym monecie średnio jakoś mu to nie
szło.
Po prostu patrzył sobie gdzieś w bok, od czasu do
czasu zerkając na swojego drowa. Bo to, że on jest, lub raczej, będzie jego,
było dlań po prostu pewne.
„Może i kierunków nie pomylisz, ale co będzie jak
wpadniesz na urwisko? A grzęzawiska? Legowiska niebezpiecznych istot?”- się najzwyczajniej uparł. A co. Nikt nie będzie psuł jego planów. Do
tego, na mrocznego najwyraźniej wpływało to, że nic niebezpiecznego w lesie nie
spotkał. Nie miał jednak po prostu tej świadomości, że to przez owego wilka na
nic się nie natknął. Prawdą było, że różne istoty nie bez przyczyny bali się
przekraczać wewnętrzną granicę lasu. Niektórzy nawet zewnętrzną. A las był
wyjątkowo rozległy.
Dobrze że drow nie przypuszczał co
też chodzi po głowie wilka. Bycie czyjąś własnością jest dla podmrocznego czymś
poniżającym, a co tu dopiero być własnością zwierzęcia?
Kończąc jeść owoce usłyszał słowa
wilka i pokręcił głową z rozbawieniem.
- No już jak tak chcesz iść ze mną
to nie ma sprawy. Wymyślać nie musisz powodów. - zaśmiał się pod nosem bo zachowanie zwierzęcia zaczęło
go bawić. Co dla pobocznego obserwatora mogło być czymś dziwnym przecież Drow
powinien być nieufny z natury do wszystkiego, więc skąd takie miłe nastawienie
do wilka?
Warknął coś pod nosem na takie traktowanie. On
pieskiem do towarzystwa nie był.
„No to chodźmy. Zaprowadzę cię tam, gdzie się
spotkaliśmy”- mruknął niechętnie, zeskakując z
prowizorycznego posłania. Później wróci po szatę. Ruszył przodem, jednak nieco
zbaczając ze spodziewanego kierunku, nie chcąc zaprowadzić mrocznego na bagna.
„Mi się wydaje, czy zgubiłeś sztylet?”- rzucił, nawet na niego nie patrząc. Uśmiechnął się do własnych
myśli- „Jeżeli dasz mi chwilę, to mogę pokazać ci drogę, a w międzyczasie
przynieść coś, co może posłużyć jako zamiennik za twoją broń”- a to, że w
ogóle za bronią nie przepadał, to inna sprawa. Tą co sam zrobił, traktował jako
ozdobę, lub prezent, na chociażby takie okazje.
Drow wyczuł że w głosie zwierzęcia
coś było innego. Był zły i nie było wątpliwości ale nie wiedział jak go
pocieszyć przecież to był wilk!
Wstał i zaczął iść za mieszkańcem
lasu by ruszyć w drogę. W sumie to dziwne to było uczucie ale jakoś mniej
entuzjastycznie był do tego nastawiony niż poprzednio. Może dlatego też zaczął
zastanawiać się nad wydarzeniami z lasu niż na tym co ma zrobić. Dopiero
słowa
Veredrasa lekko go wyrwały z
zamyślenia.
- Faktycznie – rzucił z lekkim przestrachem. To był tylko sztylet,
ale przyzwyczaił się do niego.
[W obozie jakiemuś człowiekowi
wezmę i będzie po kłopocie]-
pomyślał ale wówczas usłyszał propozycje wilka.
- Nie musisz się kłopotać, tam
gdzie idę będzie wiele broni, jakąś zgarnę po trasie. - odpowiedział od razu. No cóż natura drowa głęboko była
w nim zakorzeniona.
Tym razem faktycznie na niego spojrzał, jednak
idąc dalej. Cóż, nie było kłamstwem stwierdzenie, że znał ten las jak własną
kieszeń. Nieważne, że nie miał kieszeni.
„Ale zanim zdobędziesz broń, może ci się coś
stać. Lepiej abyś miał czym się bronić”- spojrzał
na drogę przed sobą- „Idź prosto. Tam napotkasz taki duży kamień, poznasz
go. Odbij od niego w lewo, a później powinienem do ciebie dołączyć”- i już
go nie było. Ruszył biegiem w zupełnie innym kierunku. Gdy jednak był na tyle
daleko, że drow by go na pewno nie zauważył, zmienił się po prostu w wiatr. Tak
mógł o wiele szybciej się poruszać, niesiony zwykłymi ruchami powietrza. Było
to znacznie mniej męczące, zwłaszcza gdy trzeba było przebyć tak ogromny
dystans. Swoją postać na jedną z dwóch prawdziwych zmienił dopiero znalazłszy
się na miejscu. Tym jednak razem nie zmienił się w coś o dwóch nogach, gdyż
potrzebował być szybki. Przybrał swoją zwierzęcą formę, dwumetrowego wilka. No,
licząc z głową, wyższego. Nieważne. Ów wilk również był cały biały i o złotych
oczach, jednak tak jak w humanoidalnej formie, posiadał rogi, niby u łani,
jednak układające się w koronę. W futro, zwłaszcza na głowie, miał pełno ozdób.
Czerwone lub złote koraliki, kółeczka czy kolczyki. Nawet dla piór znalazło się
miejsce. Jego futro, zwłaszcza na końcach, lśniło platyną, zupełnie jak rogi.
Pomimo jednak, że przypominał wilka, niezwykle się od niego różnił. Miał inne futro.
Inny ogon. A gdyby się przyjrzeć, pod jego sierścią, na skórze, było widać niby
srebrne tatuaże, jakieś znaki, definitywnie mające wiele wspólnego z magią.
Miał też niezwykle mocne pazury, kły, i to co teraz było mu niezwykle przydatne
- łapy. To właśnie na nich mógł przebiec kilkadziesiąt mil z samego centrum
lasu, do miejsca w którym miał znaleźć Dertao. Tym razem nie mógł przybrać
bardziej zwiewnej postaci- musiał coś przynieść, a wiatr by tego nie utrzymał.
Wiedział jednak, że jego towarzysz był chory i miał ładny kawałek do przejścia,
był więc w stanie się wyrobić. I nieważne, że był istotą magiczną, czuł
zmęczenie. Niedaleko kamienia zmienił się w najzwyczajniejszego w świecie
wilka, niosącego w pysku ładny, zdobiony sztylet. Był on cały biało-platynowy,
z jednego kawałka jego rogu, chociaż akurat o tym mroczny wiedzieć nie musiał.
W rękojeści tkwił niemal przezroczysty kamień, a samą rękojeść oplatał czerwony
sznurek.
Dychał głośno. Mimo wszystko, nawet dla niego był
to spory odcinek, który musiał przebiec jak najszybciej. Definitywnie przydałby
mu się odpoczynek. Nie miał jednak zamiaru zostawiać białowłosego samego. W tej
części lasu żyły takie istoty, których lepiej nie spotykać. Podszedł do niego,
na chwilę po prostu kładąc się u jego stóp. Wypluł ostrze na ziemię, nic nie
mówiąc. Nie miał siły.
Dertao nie miał argumentu na zbicie
słów wilka. Zwierzę miało racje. Zanim zabije jakiegoś człowieka by zabrać mu
broń może sam być zagrożony.
- Masz racje. . . - zdążył powiedzieć a wilka już nie było.
[Ładnie. Zwierzę dbające o moje
bezpieczeństwo. Bardziej nawet niż mój brat. . .]- przykra świadomość zabolała, ale wraz z bólem odsunął
od siebie nieprzyjemne myśli od razu przypomniał sobie słowa wilka gdzie ma
iść. I tak idąc za wskazówkami zwierzęcia zaczął wchodzić w bardziej zarośniętą
i jakby mroczniejszą cześć lasu.
[Chyba zbliżam się do granicy.
Chwila ja też niedaleko granicy miałem jeszcze swój sztylet. Jeszcze przed tym
jak straciłem przytomność.] - nie
pamiętał czy dobrze myśli ale wydawało mu się że jest w stanie znaleźć to
miejsce gdzie zobaczył wilka.
Skupił się na swojej magii i starał
się znaleźć ostatnie miejsce jej używania. Użył czasu by naznaczyć miejsce
gdzie był i wyruszył do tamtego miejsca. Daleko to nie było tak więc dotarł szybko.
Na miejscu faktycznie znalazł sztylet. Ale coś nie było tam właściwe. Zaraz
koło wilczych śladów znalazł ślady bosych stóp. Piaskowce dawał idealne
odbicie.
[Ktoś w tym lesie jeszcze mieszka.]- pomyślał rozglądając się ale tu okazała się druga zagwostka.
Ślady od nagle się zaczynały w miejscu nigdzie wcześniej nie było ich widać.[To
niby jakim cudem?]- spojrzał na drzewo bo może ktoś chodził po drzewach i
zszedł na ziemię.
- Wysokie. - powiedział sam do siebie. Jednak nie był przekonamy
tym sposobem komunikacji człowieka. [- Ślady są głębokie czyli ktoś musiał
wiele ważyć.]- rozmyślał jednak nic logicznego nie przychodziło mu do
głowy. Nie miał jednak dużo czasu. Przecież Wilk miał na niego czekać. Dlatego
odpuścił dalsze przeszukiwanie miejsca i zabrał swoje rzeczy i wrócić na
miejsce skąd odbił i powrócił na dawną drogę. Kiedy dotarł zwierzę już było na
miejscu.
- I trzeba było Ci się tak
śpieszyć. - powiedział kręcąc głową. Nie
oglądał sztyletu. Przyklęknął koło srebrnego sierściucha i wyciągnął swoją
manierkę i nalał na dłoń nieco wody podstawiając wilkowi ją pod pysk by ten
mógł się napić.
Ten gest go niezmiernie zdziwił. Nie oznaczało to
jednak, że nie przyjął ofiarowanej wody. Poczuł się jak w raju.
„Dziękuję”- mruknął, oddychając sobie chwilę. W końcu jednak trzeba było ruszyć w
dalszą drogę. Na odpoczynek przyjdzie czas później.
„Trzeba
było, jeszcze byś mi się zgubił po drodze”-
mruknął. Zauważył też jego własny sztylet. Z tego, co jednak widział po drowie,
raczej nie widział śladów. Lub nie powiązał ich z nim. Dobrze. Wręcz bardzo
dobrze. Nie powiedział też ani słowem o dystansie, który przebył. Człowiekowi
zapewne zajęłoby to kilka dni. Na szczęście to był jego las, jego skróty, no i
najważniejsze, nie był człowiekiem. Wstał.
„Sztylet
jest twój”- mruknął i po prostu ruszył przed siebie. Byli
już dość niedaleko, jednak wilk chciał go odprowadzić do samej granicy lasu.
Tej zewnętrznej części. A prowadził go pewnie, szybko i łatwiejszymi
przejściami. Było po prostu widać, że las nie ma przed nim granic. W końcu jednak
linia drzew się kończyła. Przy ostatnich krzakach wilk przysiadł i spojrzał na
Dertao, jednak nic nie mówił. Jasno biło od niego to niezadowolenie, lub nawet
smutek. Nic jednak nie mógł zrobić. Wydawał się teraz być całkowicie
zwyczajnym, leśnym stworzeniem.