Drobna Uwaga

Uwaga!!

Treść tego bloga zawiera w sobie w sporej mierze (jak nie w większości) elementy o tematyce Yaoi. Jeśli ktoś nie wie co to takiego zapraszam >>TU NA STRONĘ<< i zapoznanie się z tym terminem. Jeśli jednaki komuś przeszkadza ten temat, albo w jakikolwiek sposób ubliża, to bardzo proszę o dobrowolne opuszczenie tego bloga, a swoje komentarze pozostawieniu dla siebie.

Kontakt

Jeśli Ktoś chciałby być informowany o nowych notkach albo skontaktować się ze mną to najłatwiej mnie złapać na gg:28597734 lub ewentualnie mailowo firello.kirike@gmail.com

sobota, 3 listopada 2012

Gjeorgji i Gabriel cz 1


Kiedy on ostatnio gdzieś wychodził, to sam nie pamiętał. Zawsze tylko musiał ukrywać swoja protezę lewej dłoni. Westchnął ciężko, a jego czarne włosy zatańczyły na wietrze, kiedy wyjrzał przez okno swojego mieszkania. Jego szkła kontaktowe znowu się gdzieś zapodziały i musiał chodzić w okularach. Nie lubił tego, no ale cóż, trudno, jakoś musi to przeżyć, przynajmniej widać niebieski kolor jego oczu. Wziął torbę na ramię, schował do niej książki i materiały z korepetycji. Była za ładna pogoda, żeby siedzieć w domu i bawić się papierkami z korepetycji, poza tym Mexaris chciał, żeby go trochę poduczyć z matmy, to czemu miałby kumplowi nie odmówić. Zastanawiało go tylko to, czemu kazał mu się w miarę elegancko ubrać. Założył elegancka bluzkę z kołnierzem, beżowe spodnie i buty pod kolor bluzki. Wyszedł zamknąwszy drzwi .Szybko zrozumiał, czemu kazano mu się ładnie ubrać. Mexaris, z torbą na ramieniu czekał na niego przy eleganckiej restauracji.
-A żeś wybrał miejsce…--Gabriel przygryzł dolna wargę. Nie lubił jak było w jednym miejscu wielu ludzi.

-Spokojnie, panie nauczycielu.-Mex pokazał palcem na pomieszczenie, ubrany był w jasna koszulę, z odcieniem jasnego różu, czarne jeansy oraz eleganckie buty.-Wybrałem to miejsce, bo tu jest spokojnie, a w ogrodzie, um raczej parku mało kto się kręci, więc będziemy mieć spokój- uśmiechnął się i weszli obaj do środka. Zajęli miejsca w ogródku. Mexaris, mimo sprzeciwu Gabriela, zamówił pucharki lodowo, dość duże.
-Przestałbyś wydawać pieniądze, na moja osobę, co…- Gab wyjął materiały, jak tylko jego przyjaciel usiadł bliżej niego i pokazał mu w czym tkwi problem. Po namyśle chłopak spojrzał na swego ucznia.-Wiesz co Mexaris, czasem mam wrażenie, że ty masz lenia.

-Zaraz lenia. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego kiedy podzielimy to, wychodzi to. Ja jak to wyliczam, to mi wychodzą jakieś kabanosy.- Mexaris zaczął się tłumaczyć.
-Tylko winny się tłumaczy, wiesz ty o tym?-Gabriel pokiwał głową i zaczął tłumaczyć uczniowi co ma robić i jak rozpisywać.-Widzisz, to nie jest takie trudne, zrób teraz sam. Nie patrz tak na mnie, już. Ja to nie twoja babcia.
Mexaris ślęczał nad zadaniem i nic nie kumał .Widać miał chyba zły dzień. Gabriel co chwila go poprawiał. Mimo małej ilości osób, on i tak się krępował nieco, było gorąco, a on musiał ukrywać protezę, ba zaczęło mu nawet być gorąco. Poszedł zamówić dwie wody w szklance, niegazowane, wszak lody bardzo szybko zniknęły z pucharków. Gabriel oparł się ręką o blat i ziewnął, patrząc jak Mexaris kombinuje nad rozwiązaniem zadania. Poprawił okulary. Zaraz go chyba coś trzaśnie, albo on trzaśnie Mexa. W sumie, co z tego, że byli przyjaciółmi, sam prosił Gaba, by go nie oszczędzał w czasie korepetycji.

-Nie wiedziałem, że masz takie niebieskie oczy…aua! No i za co ty mnie bijesz po głowie?- Mex rozmasował obolałą łepetynę
-Nie gadaj o moich oczach, tylko rób zadania.- odparł stanowczo, co ni w ząb do niego nie pasowało, za delikatny się wydawał.
Ktoś ze stolików obserwował chłopaków bardzo dyskretnie.


W tym samym czasie kiedy to restauracja tętniła swym własnym życiem jak każdego dnia w gabinecie właściciela lokalu odbywało się małe rodzinne spotkanie. Mattis wraz z bratem Gjeorgiem i siostrą Kariną omawiali ostatnie wydarzenia jakie to miały miejsce i to co się dzieje u „przyjaciół” kobiety. Wszyscy byli zmartwieni bezpośrednim zaangażowaniem Petera bowiem wystawiał się na wielkie ryzyko, ale prawda była taka że trzeba było zrobić swoje i rozwiązać tą sprawę. Po intensywnych rozważaniach i analizowaniu wszystkich danych rodzeństwo postanowiło zjeść jakiś chłodzący deser. Słońce pięknie grzało tak więc postanowili zjeść na tarasie pod baldachimem .
Spokojnie zajadając się deserem przeszli na nieco przyjemniejsze tematy. A to nowej znajomości Mattisa, czy dobrze rozwijającemu się związkowi Kariny, jedynie Gjeo nie za chętnie uczestniczył w tej rozmowie z racji odprawienie jego ostatniego kochanka. Dzieciak może i był młody, ładny i miał wszystkie atuty jakie mężczyzna lubił, ale strasznie ciężki im się dogadywało razem.
Młodszy z braci z zadowoleniem obserwował swoich klientów, widać było że znaczna większość spędza w restauracji miłe chwile. Kątem oka przyuważył że przy jakimś stoliku siedzą dwaj chłopcy z zeszytami na stole.

- No nie sądziłem że Kalisto to dobre miejsce na korepetycje - rzucił właściciel patrząc się na swych gości. Pozostała dwójka podążyła za jego spojrzeniem przypatrując się młodzikom.
- Najwyraźniej i młodzi ludzie potrafią doceniać miejsca z klasą - zauważyła kobieta dość prowokacyjnie zlizując loda z łyżeczki.
Najstarszy z rodzeństwa jednak nie wdał się w dyskusje on za to mając młodzików wprost przed sobą zaczął obserwować ich obserwować. Problem był taki że nie był on jedynym który to czynił. Ze stolika niedaleko dwóch jakiś mężczyzn dziwnie nie pasujących do miejsca ani sytuacji siedziało i rzucało co chwilę spojrzeniem w stronę stolika poniżej.


Gabriel i Mexaris nie byli świadomi tego co się zaraz stanie. Dwóch, elegancko ubranych mężczyzn podeszło do nich.
-Witam, witam Mexarisie, jak widzę znalazłeś sobie przyjaciela?-mężcyzna o czarnych włosach oparł ręce na stoliku, by po chwili zwalić im książki na podłogę i złapać Mexa za kołnierz.-Powiedziałem ci, żebyś nie wpieprzał się w szukanie rodziców, prawda?!
-Mexaris! Ej zostawcie nas w spokoju!- Gabriel zerwał się na równe nogi, a kiedy blond włosy mężczyzna wyjął broń i zaczął celować mu nią prosto w twarz pobladł. Miał już przejścia z bronią, dlatego zacisnął pięść przy protezie, którą skrywał pod rękawiczką. Gdyby tylko był odważniejszy. Serce zaczęło mu bić znacznie szybciej.
-Co wam do tego czy szukam rodziców?! Będę ich szukać! Mam prawo wiedzieć kim byli!-Mexaris zaczął się wyrywać, ale dostał w twarz z pięści. Gabriel zagryzł dolna wargę, do tego pobladł jeszcze bardziej. Zaczął wzrokiem, dość nerwowym, wodzić po gościach restauracji. Zatrzymał wzrok na mężczyźnie, który na nich patrzył dużo wcześniej. Błagalnym wzrokiem obserwował go, ale kiedy i on oberwał przestraszył się nie na żarty.
-Mexarisie, jeśli się nie wycofasz, twój przyjaciel spotka naszego stwórcę.-czarnowłosy nacisnął Mexarisa butem w klatkę piersiową.
Gabriel zakrył się lewą ręką, może proteza, jeśli ten wystrzeli uratuje go?


Młodsze rodzeństwo ciesząc się przyjemną rozmową początkowo nie zwróciło uwagi na to co się działo w stoliku niżej, ale najstarszy z tej trójki pokazał im co się święci.
Mattis nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy bowiem to był jego lokal i nie lubił tu mieć żadnych burd. Tym bardziej że restauracja uchodziła w mieście za bezpieczne miejsce.
Dyskretnie wezwał ochronę ale nim ta przybędzie od bramy i z wnętrza budynku minie chwila, a akcja jaka zaczęła się dziać przed ich oczami nie wyglądała za ciekawie.
Gjeo pochwycił przestraszony wzrok chłopaka. Pewnie by samemu nie zareagował na tą sytuacje, tylko poczekał na ochronę, ale jego siostra i brat już ruszyli chłopcom z odsieczą. Dwójka co pierwsza wystrzeliła do przodu nie przejmowała się schodzeniem po schodach. Wysokość jednego piętra nie stanowiła wielkiego problemu tak wiec sprawnym susem w mgnieniu oka byli już na trawie. Kobieta znalazła się przy blondynie podstawiając ostre katany pod gardło mężczyzny

- Tylko zrób mi tą przyjemność i wykonaj jakiś głupi ruch a poderżnę jak prosię. - silny rosyjski akcent wyraźnie pokazywał kim jest kobieta, a to jak wypowiedział te słowa świadczyło że nie zawaha się wykonać groźby.
Właściciel klubu za to mocnym przyłożeniem z prawej pięści przyłożył czarnowłosemu tak że ten aż pokoziołkował do tyłu. Niestety ciągle trzymając broń w dłoni kiedy tylko odzyskał równowagę już zamierzał strzelić. Ale nie zdążył coś cicho pyknęło i w kolejnej chwili mężczyzna przyciskał do piersi krwawiącą dłoń. Najstarszy z rodzeństwa zbliżał się do całej szóstki z wyciągniętą z bronią z tłumikiem na lufie.
- Przy bramie wam nie powiedzieli że wstęp dozwolony tylko bez broni? - potężny rosyjski bas zabrzmiał z jego piersi mierząc z pogardą mężczyzn w garniturach. W chwilę po tym za budynku przybiegło czterech mężczyzn z ochrony. Jednego chłopcy powinni kojarzyć jako odźwiernego przy bramie.
Brunet z czerwonymi pasmami powiedział coś w swoim języku a ochroniarze szybko pochwycili napastników i odprowadzili ich gdzieś w boczne wejście do podziemi dworku.
Dopiero kiedy dwójka mężczyzn znikła Rosjanie spojrzeli na chłopców, a kobieta kończyła zbierać ich papiery.

- Coś się któremuś stało? - zapytał młodszy z braci, Gjeo natomiast z bez zażenowania przyglądał się złotej protezie chłopaka. wodząc wzrokiem oj jego ręki po całym ciele.


Gabriel nie wiedział co się dzieje, jak zaczęło się to całe zamieszanie i jak tylko się uspokoiło upadł na kolana i zaczął się bujać do przodu i do tyłu. Wspomnienia z dawnych lat dał o sobie znać. Mexaris otrząsnął się.
-Tak, ale bardziej martwię się o niego.-Mex podszedł do chłopaka i mocno go przytulił.-Gabriel, już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczny.-Mexaris zaczął głaskać Gabriela po głowie, a ten ze strachu, aż zasnął. Chłopak westchnął i wziął go na ręce.-Trzeba go stąd zabrać, ale nie bardzo mam gdzie. Obaj mieszkamy daleko stąd, jakieś półgodziny drogi na piechotę, a teraz nie ma na to czasu. Dziękuję wam za pomoc-chłopak skinął głową w ramach podziękowania. Nie bardzo wiedział co ma robić. Gabriel doznał szoku i tak szybko się teraz nie obudzi. Całej protezy mężczyzna nie mógł widzieć, widział tylko nakładkę od niej, która pobłyskiwała na złoto, bo resztę zasłaniała rękawiczka


Nietypowe zachowanie starszego z chłopców nie uszło nieuwadze. Dorośli domyślili się co się dzieje z młodzikiem dlatego też słysząc prośbę w głosie drugiego chłopca obydwaj spojrzeli na siebie w porozumiewawczym geście
- Może zaniesiemy go do biura, jest tam kanapa więc będzie można go na niej położyć, a nikt tak na ogół nie zagląda więc może tam odpocząć. - zaproponował młodszy z braci. Gjeo międzyczasie rozkręcił błoń i tłumik, chowając je na swoje miejsce do kabury pod marynarką. Mając wolne ręce podszedł do chłopców.
- Mnie będzie łatwiej go nieś. Zbierz wasze rzeczy i sprawdź czy aby wszystko jest.- głos ten może i nie był rozkazujący, ale już sama aura mężczyzny świadczyła o tym że, jego słów nie puszcza się na wiatr. Mając śpiącego w ramionach zadziwił się że waży on tak niewiele. Obserwował poczynania a po chwili ruszył w stronę dworku. Znał drogę do gabinetu i tam właśnie się skierował. Wszedł do restauracji wejściem służbowym by nie wywoływać niepotrzebnej paniki wśród gości.
Pomieszczenie było przestronne i urządzone jak reszta restauracji, czyli z lekkim przepychem i z nutą renesansu.
Ułożył młodzika na skórzanej kanapie i okrył go kocem, by przypadkiem dzieciak nie zaziębił się od leżenia na chłodnej powierzchni.


Mexarisowi nie uszło na uwadze zachowanie tych, co im pomogli. Zastanawiał się, czy przypadkiem jeszcze bardziej się w coś nie wmieszali. Zebrał szybko ich rzeczy i pobiegł za Gjeo. Mierzył go wzrokiem bardzo uważnie.
-Kim wy jesteście do diabła?-zapytał mierząc go wzrokiem, a kiedy się poruszył, by skrzyżować ręce, jego medalik wysunął się zza koszuli.-Wystarczy, że już jedni wodzą mnie za nos i obserwują...nie chcę kolejnych kłopotów.-chłopak, wcześniej taki wesoły, teraz zupełny obrót, o sto osiemdziesiąt stopni. Popatrzył na śpiącego Gabriela, ale dalej był ostrożny. Jego przyjaciel spał, zapewne niedługo się obudzi, ale nie ma mowy, aby zostawił go z tymi ludźmi! Nagle telefon zadzwonił w kieszeni chłopaka. Kiedy odebrał serce mu zamarło.
-Moja babcia, w szpitalu? Postaram się...-
-Mexaris, jedź do niej...ja chyba sobie poradzę...twoja babcia jest ważniejsza niż ja...-Gabriel się obudził i spojrzał w stronę przyjaciela, który nie wiedział co robić, ale po chwili skinął mu głową i wybiegł z pomieszczenia. Gabriel, jak zostali sami, spojrzał na Gjeo.-Um..dziękuję, że nas uratowałeś.-z nerwów zarzucił jeden kosmyk włosów za ucho.-Nie wiedziałem co się dzieje, ci mężczyźni...to nie jest pierwszy raz, kiedy atakują Mexarisa.-chłopak zacisnął pięści na kocu.-Gdybym był odważniejszy, nie musiałoby dojść do tej sytuacji dzisiaj!-spuścił głowę. Płakać nie zamierzał, ale czuł się winny tej całej sytuacji. W sumie, gdyby nie jego strach przed bronią palną, może rzeczywiście do wszystko było by inaczej.


Rosjanie dyskretnie wymienili spojrzenia, ale jakoś nie szczególnie kwapili się do wyjawiania tego kim naprawdę są.
- Spokojnie młody, Jestem właścicielem tej restauracji a to moje rodzeństwo. Starszy brat Gjeorgij - wykonał gest wskazujący na mężczyznę co niósł chłopaka a ten skinął głową w stronę Mexa - I moja siostra Karina - przedstawił kobietę, może i było to nieco dziwne że nie zrobił tego w odwrotnej kolejności, ale w tej rodzinie liczy się wiek, dlatego to zawsze, względem tego wyznacznika odbywają się różne rzeczy.
- A kłopoty to Ty miałeś własne, ja tylko nie lubię jak to na moim terenie ktoś się panoszy, Tamci zostali odstawieni już na posterunek na wywołanie burdy, ale spokojnie twoja osoba nie została wzięta do sprawozdania. Dyskrecje jest tu bardzo cenioną rzeczą. - odparł dumnie a po chwili umilkł słysząc telefon.
To że śpiący chłopak się obudził było zaskoczeniem ale najwyraźniej dzwonek telefon musiał zakłócić sen.
To że młodzik musiał wyjść było o dziwo zrozumiałe. Gjeo spojrzał na chłopaka kiedy ten się odezwał i pokiwał głową.
- Nie mnie należą się podziękowania ale tym dwoje w gorącej wodzie kompanych. Ale jeśli to nie jest pierwszy raz, może twój przyjaciel powinien zastanowić się przez zgłoszeniem tego na policje? - Nie żeby wierzył że służby państwowe jakoś szczególnie by zareagowały, ale Ci co nie mieli prywatnej armii za swoimi plecami mogli tylko na nich liczyć.
Kolejne słowa wywołały dziwny niesmak.
- Przestań się użalać bo to nic Ci nie da. Każdy normalny człowiek widząc broń przed sobą i to z lufą wycelowaną między oczy dostaje miękkich kolan. Wybacz ale na komandosa nie wyglądasz, a tylko oni są szkoleni do ukrywania strachu i robienia swoje. - szorstkość w głosie starszego z mężczyzn wywołała poruszenie i to całkiem nie małe, Kobieta tylko rzuciła jakieś niezrozumiałe słowo i usiadła koło chłopca

- Nie słuchaj tego starego piernika, gada niekiedy co mu ślina na język przyniesie, zamiast pomyśleć i inaczej dobrać słowa. Ale co gorsza to nieco ma racji, i tak byś nic nie poradził. A nawet jakbyś zareagował mógłbyś dostać. A przecież nie miałeś się czym się bronić. - łagodny głos brunetki był zupełni różny ot tego kiedy usłyszał ją pierwszy raz. Teraz był ciepły i przyjemny, wręcz hipnotyzujący.


Zaśmiał się na słowa.
-Umiem się obronić...-zacisnął pięść u prawej dłoni. Pokazał wszystkim, jak zdjął rękawiczkę protezę, której palce był zaostrzone, jak pazury.-Chociażby tym, poza tym, mam czarny pas w karate i umiem walczyć bronią białą. Brakuje mi tylko odwagi.-Gab spojrzał na Gjeo-Ale on ma rację. Wszak użalaniem się nic nie zrobię. Policja nic tu nie da. O dziwo, te zasrańce powiedzieli się, że to sprawa nie naszego kraju tylko innego.-Gabriel wstał i wyjrzał przez okno, a nóż może ktoś ich obserwuje. Jak tylko zauważył kota, oczy mu się zaświeciły-O rany, jaki słodziak- przystawił nos do szyby-Gdybym mógł to bym cie zabrał ze sobą do domu...-spojrzał na Gjeo i zrobił się cały czerwony, wszak zboczył z tematu rozmowy.--Nie tylko ich zasługa, ale i twoja. Nie wiem, czy każdy odczytałby z mojego spojrzenia wołanie o pomoc.-znowu rumieńce okryły policzki Gabriela. Interesującą rodzinę miał ten cały jegomość.-Ach! Bym zapomniał! Jestem Gabriel. Tak nie ładnie, że się nie przedstawiłem i jeszcze bezczelnie przeszedłem na ty. Przepraszam!-Gab wyprostował się i nagle zakręciło mu się w głowie. To wszystko przez to, że za szybko wykonał ruch protezą. Usiadł na kanapie i oparł rękę o czoło.-Ojciec mnie zabije, jak znowu trafię do szpital z powodu protezy, ajajaj.-zaczął coś mruczeć pod nosem.


Karina jako będąc najbliżej chłopaka gdy zobaczyła protezę aż zagwizdała z zachwytu. Widocznie „zabawka” młodego bardzo jej się spodobała. Z trudem odrywała wzrok od protezy kiedy mówiła do gościa.
- A ja myślałam że moja rękawica z pazurami jest niebezpieczna, zwracam honor - maniaczka broni słuchała chłopaka uważnie ale Gjeo stał nie wzruszony.
- Nawet najlepszy teoretyk nie przyda się na wojnie jeśli nie miał odpowiedniego treningu. Na macie może i jesteś dobry, ale sytuacje zagrożenia to inna bajka i wiesz mi odwaga nie ma z tym nic wspólnego. - mówił jako doświadczony żołnierz i osoba wiedząca o czym jest dyskusja. - To już lepszych wymówek nie potrafią teraz znaleźć? Żałosne. - opieszałość służ policyjnych w tym kraju była aż drażniąca, no ale on jest obywatelem Mateczki Rosji i to z niej czerpał przykłady. A u nich takie zachowanie jest nie do pomyślenia.
Od wodził wzrokiem za gościem, a jego nagła zmiana w zachowaniu na widok zwierzaka, upewniła tylko mężczyznę że to jeszcze dziecko.
- To ciekawe jak byś zareagował na widok, Ru albo Kia - zaśmiał się w myślach ale nie powiedział nic na głos. Zwłaszcza że rumiana twarz chłopaka wyglądała całkiem milutko.
- Dwoje facetów z bronią atakujących nastolatków w czasie korków to nie jest przerwanie pikniku przez mrówki. - powaga mężczyzny była strasznie sztywna jakby sam sobie nie pozwalałam na chwilę relaksu.

- Przestań to naprawdę nic wielkiego. Zresztą o ile mi się wydaje to jesteś starszy ode mnie. - czarujący uśmiech jak posłała chłopakowi jakby zaprzeczał jej słowom. Przecież jej elegancki wygląd wskazywał że jest dojrzałą kobietą a tu taka niespodzianka.
Kiedy tylko Gjeorgij zauważył że chłopakowi zakręciło się w głowie, a że był też najbliżej młodzika, szybko się znalazł tuż obok i podtrzymał go by ten nie upadł.
- Chyba jednak za szybko wstałeś - nieco łagodniejszy ton wydobył się z pełnych ust mężczyzny. Trzymając go blisko siebie podprowadził do kanapy i tam posadził.
- Nie przesadzaj, nie po to cię tyle lat chował by teraz zabijać. - rzucił mimochodem. I choć bardzo korciło go spytanie co ma związek z tym proteza jego osobie nie wypadało o to pytać. Na szczęście z odsieczą przyszedł Mattis.

- A co ma z tym wspólnego proteza? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć - dodał po prędze stawiając przed chłopakiem filiżankę herbaty i gestem polecając wypić.