Drow nie wyczuł, kiedy zasnął.
Zresztą nie przypuszczał, że jest aż tak zmęczony by zapaść w sen. Dlatego też
bez żadnego oporu oddał się w ramiona morfeusza.
Było mu ciepło, przyjemnie i
bezpiecznie. Pierwszy raz się rozluźnił a to przez to że nie musiał nasłuchiwać
czy ktoś się nie zbliża.
Dlatego też nawet nie drgnął kiedy
Veredras się do niego zbliżył. Czuł ciepło. Nawet to na swoim policzku, ale nie
reagował.
Dopiero kiedy poczuł ciepło na
ustach coś zaczęło mu nie pasować. Ale to nie było takie złe. Jakby ktoś
piórkiem przeciągnął po jego ustach. To skojarzenie niestety nie było takie
dobre. Ostatnim razem czuł je kiedy był z kapłanką a uśnięcie przy niej było
zniewagą dla kobiety.
Zupełnie zapominał że jest w lesie
i że właśnie co wyszedł z jeziora. Otworzył szybko oczy i zaczął przepraszać w
podmrocznym, jednak słońce go oślepiło na chwilę, do umysłu drowa doszło że nie
jest u siebie. Zmrużył oczy i kiedy obraz mu się wyostrzył a osoba widoczna
przed nim była. . no właśnie kim.
Serce mu przyśpieszyło. Nie mógł
się odkulgnąć w bok bo ręka istoty zagradzała mu drogę, jedyne co pozostało to
odepchnięcie od siebie długowłosego. Co też uczynił, by od razu znaleźć się na
kuckach. Z paniką w duszy rozglądał się za wilkiem. Przecież ten obiecał że mu
się nic nie stanie. A tu co?
Problem w tym że nigdzie nie było
widać wilka. A kiedy jego spojrzenie spoczęło znów na istocie, jakby przebłysk
świadomości widział w głowie obraz odcisków stóp na miejscu co znalazł swój
zgubiony sztylet. Pytania „Jak on mnie wtenczas przeniósł”, „Jak sporządził
miksturę” huczały po głowie.
Drow zaczął coś gadać w nieznanym dla niego
języku. W ogóle jego reakcja była przezabawna. Wręcz nie mógł się od niego
odsunąć, choć to zrobić powinien. To było tak ciekawe, że na ustach zaczął
błąkać mu się uśmiech. No i też przez swoje rozbawienie, poleciał do tyłu,
obijając sobie tyłek. To go nieco przywróciło do rzeczywistości. Dertao musiał
naprawdę nieźle panikować, że... No że się za nim rozglądał, nie wiedząc, że ma
go przed oczami. Ponownie zaczęło zbierać mu się na śmiech. Sam również kucnął,
podpierając się rękoma.
„I co, w tej postaci jednak mnie nie lubisz, co?”- wyszczerzył kliska w uśmiechu. Jasno dawał mu do zrozumienia, że słowa pochodzą od niego. Nie wstawał jednak, nie chcąc być wyżej niż drow, który ewidentnie nabrał cech istoty, którą trzeba uspokoić, względnie oswoić z nową sytuacją. Z dedykacją dla niego, zamachał kilka razy ogonem, niczym zadowolony pies. Przekrzywił nieco głowę, pozwalając aby kaskada jego platynowych włosów spłynęła z jego ramion w stronę ziemi. Tak, był właścicielem dość długich włosów.
„I co, w tej postaci jednak mnie nie lubisz, co?”- wyszczerzył kliska w uśmiechu. Jasno dawał mu do zrozumienia, że słowa pochodzą od niego. Nie wstawał jednak, nie chcąc być wyżej niż drow, który ewidentnie nabrał cech istoty, którą trzeba uspokoić, względnie oswoić z nową sytuacją. Z dedykacją dla niego, zamachał kilka razy ogonem, niczym zadowolony pies. Przekrzywił nieco głowę, pozwalając aby kaskada jego platynowych włosów spłynęła z jego ramion w stronę ziemi. Tak, był właścicielem dość długich włosów.
To wszystko było niespodzianką dla
Dertao. Całkowitym wyrwaniem z rzeczywistości stąd ta cała przestraszona
reakcja. Przecież pamiętał że usypiał przy wilku. A tu nagle. Ech no cóż. Może
to była lekka kompromitacja dla wojownika, ale cofnąć tego się nie dało.
Słysząc jednak śmiech i rozbawienie
w głowie istoty przed sobą zaczęła w nim zbierać złość. I to nie na pocałunek.
Na razie o nim kompletnie zapomniał.
-
Może do cholery następnym razem zanim postanowisz mi się pokazać w innej
postaci to uprzedzisz. Wystraszyłeś mnie jak diabli. – nadal był zły wręcz wściekły ale już nie miał tak
napiętych mięśni czy też nie biło od niego przerażenie.
- Co ci w ogóle strzeliło do głowy tak mnie . . – no i bach. Drow
przypomniał sobie że Veredras go pocałował. Tylko że jakoś to nie chciało
przejść mu przez gardło.
Usiadł, biorąc wdech. Nawet odkaszlnął. Jakoś tak
stwierdził, że Dertao mógł się już znudzić tymi telepatycznymi rozmowami. A on
będzie kulturalny i porozmawia z nim jak istota z istotą, a nie istota ze
zwierzęciem. Mówienie jednak było o dziwo nieco dla niego trudniejsze. Rzadko
miał okazję rozmawiać, co najwyżej w wiosce niedaleko lasu.
- Spałeś. Gdybyś się obudził później, pewnie dalej byś widział wilka. Przepraszam jednak za twoje nerwy. Tego akurat nie miałem na celu - musiał sobie chwilę pooddychać. Gdy ktoś długo nie mówi, nie dość, że się jąka, to jego głos jest po prostu zgrzytliwy. Samo mówienie zaś - męczące.
- Tak cię co? Straszyć? Budzić? Całować? Nie moja wina, że po prostu jesteś taki...- potrzebował chwili aby dobrać odpowiednie słowa - ...kuszący. Taki że po prostu można cię schrupać - co ciekawsze, nie wyglądał jakoś na zakłopotanego własnymi słowami. No ale już jak się stało, to czemu nie popłynąć od razu na głęboką wodę? Tam można już tylko utonąć, lub nauczyć się pływać. A nie, wiecznie uciekać.
- Spałeś. Gdybyś się obudził później, pewnie dalej byś widział wilka. Przepraszam jednak za twoje nerwy. Tego akurat nie miałem na celu - musiał sobie chwilę pooddychać. Gdy ktoś długo nie mówi, nie dość, że się jąka, to jego głos jest po prostu zgrzytliwy. Samo mówienie zaś - męczące.
- Tak cię co? Straszyć? Budzić? Całować? Nie moja wina, że po prostu jesteś taki...- potrzebował chwili aby dobrać odpowiednie słowa - ...kuszący. Taki że po prostu można cię schrupać - co ciekawsze, nie wyglądał jakoś na zakłopotanego własnymi słowami. No ale już jak się stało, to czemu nie popłynąć od razu na głęboką wodę? Tam można już tylko utonąć, lub nauczyć się pływać. A nie, wiecznie uciekać.
Gdyby Veredas zakończył na
pierwszym zdaniu nic by się nie stało. Zwyczajnie drow by zaczął się śmiać na
własną strachliwość, że ten go nastraszył. Wszystko by się rozeszło po kościach
i znów jakby nigdy nic drow by z nim rozmawiał. Może nie od razu by się zbliżył
do istoty ale pewnie po jakimś czasie nawet spytałby czy może dotknąć uszy.
Jednak słysząc następne słowa
srebrnowłosego Dertao przeraził się.
-
Łżesz. Jestem wojownikiem nie kobietą. –
odrzyknął ze wściekłością wymalowaną na całej twarzy.
Wstał i cały czas obserwując
Veredasa podszedł do swoich rzeczy z chęcią założenia ich. Po tym co usłyszał
poczuł się zdradzony i oszukany. Chciał jak najszybciej zebrać się i odejść,
nie ważne ze podróż miała zając cały dzień. Chciał stąd odejść i nigdy więcej
nie widzieć wilka na oczy.
- Nie
wątpię w to, że jesteś wojownikiem. A gdybyś był kobietą, zajęłyby się tobą
driady. No chyba, że wybitnie by mi na tym zależało - dalej sobie siedział, obserwując mrocznego swymi niemal złotymi
oczami. Jego gniew i nieme oskarżenie było po prostu wymalowane na twarzy. Nie
chciał tego, ale cóż, kiedyś stać się musiało. Nie chciał jednak, aby ten po
prostu opuścił ten las. Nie pasowało mu też, że ten go cały czas obserwował.
Ale jak się jest istotą zrodzoną z magii, to nie jest jeszcze tak źle.
Pozostawił na ziemi iluzję samego siebie, za to sam się podniósł, i zanim drow
dotarł do własnych rzeczy, po prostu pojawił się za nim, jedną ręką oplatając
go w pasie, a drugą przesłaniając jego oczy.
- Naprawdę nie chcę, aby to co zamierzam zrobić, wyglądało tak, a nie inaczej. Daj mi jednak szansę - szepnął do jego ucha, lekko ciągnąc go ze sobą. Różnica jednak polegała na tym, że Dertao mógł wyczuć, iż posunęli się krok do tyłu, lecz po ponownym ujrzeniu świata, znajdowali się nieco głębiej w lesie. Było jeszcze widać stąd jezioro, ale było jakiś kawałek dalej. Wilk tymczasem położył się z mrocznym na mchu i po prostu rozpłynął się w powietrzu, choć jedną ręką trzymał go za nadgarstek. Dalej też trzymał go w pasie. Wyglądać to mogło jakby w istocie wilk by został wchłonięty przez miękką roślinę. Nie odbiegało to jednak zbyt daleko od prawdy. Nie minęła chwila, gdy z ziemi wynurzył się korzeń jakiegoś drzewa i oplótł mocno, jednak nie krzywdząc istoty, nadgarstek drowa. Najpierw jeden, a później, gdy został podany, drugi. Oba uwiązane nad głową, aż po przedramiona. Wilk tymczasem pojawił się przed białowłosym, praktycznie klęcząc między jego nogami, opierając się rękoma po jego bokach. Jego szata była rozwiązana a z oczu wyzierał smutek.
- Wybacz mi. Wiedz jednak, że nie mam wyboru. Zrozum mnie - powiedział całkiem szczerze. Pochylił się, aby ucałować tą wspaniałą istotę w szyję.
- Naprawdę nie chcę, aby to co zamierzam zrobić, wyglądało tak, a nie inaczej. Daj mi jednak szansę - szepnął do jego ucha, lekko ciągnąc go ze sobą. Różnica jednak polegała na tym, że Dertao mógł wyczuć, iż posunęli się krok do tyłu, lecz po ponownym ujrzeniu świata, znajdowali się nieco głębiej w lesie. Było jeszcze widać stąd jezioro, ale było jakiś kawałek dalej. Wilk tymczasem położył się z mrocznym na mchu i po prostu rozpłynął się w powietrzu, choć jedną ręką trzymał go za nadgarstek. Dalej też trzymał go w pasie. Wyglądać to mogło jakby w istocie wilk by został wchłonięty przez miękką roślinę. Nie odbiegało to jednak zbyt daleko od prawdy. Nie minęła chwila, gdy z ziemi wynurzył się korzeń jakiegoś drzewa i oplótł mocno, jednak nie krzywdząc istoty, nadgarstek drowa. Najpierw jeden, a później, gdy został podany, drugi. Oba uwiązane nad głową, aż po przedramiona. Wilk tymczasem pojawił się przed białowłosym, praktycznie klęcząc między jego nogami, opierając się rękoma po jego bokach. Jego szata była rozwiązana a z oczu wyzierał smutek.
- Wybacz mi. Wiedz jednak, że nie mam wyboru. Zrozum mnie - powiedział całkiem szczerze. Pochylił się, aby ucałować tą wspaniałą istotę w szyję.
Drow nie komentował słów istoty. A
oznaką niezadowolenia było fuknięcie na pod nosem. Zły głównie na siebie że dał
się tak podejść skupił się na zabraniu swoich rzeczy i wydostania się stąd. Za
nic nie spodziewał się takiej taktyki. Czując objęcie w pasie zaczął się
szarpać. Chciał się uwolnić, ale chwyt Veredasa był na tyle mocny, że nie był w
stanie się wyswobodzić. Co prawda szarpał się, wilk mógł podejrzewać że jako
wojownik z tak umięśnionym ciałem nie wkłada całego siebie w ucieczkę. Ciepły
głos istoty spowodował, że Dertao poczuł ból w klatce piersiowej. Chciał go
nienawidzić, chciał go wyzywać, ale nie mógł. Bo, mimo iż ten go oszukał to w
ciągu jego całego życia Veredas okazał mu najwięcej ciepła. I nie ważne, że
było to w sumie przez niecałe półtorej dnia, ale było to aż półtorej dnia i to tak
wyjątkowego. Spędzone w spokoju, z uczuciem bezpieczeństwa, teraz jednak to już
nie miało sensu.
Wilk mógł poczuć pod dłonią coś
mokrego. I choć drow nie chciał tego łzy mu same popłynęły. Zły na siebie że
płacze, zły na wilka że ten go tak podszedł zaczął się mocniej szarpać. Nie dla
tego że chciał uciec przed tym co ma nadejść. Chciał uciec bo pokazał słabość a
tak nie powinno być.
-
Puść mnie pchlarzu, najmniej mnie interesuje, co tobie się ubzdurało w głowie. – szarpał się i drapał, chciał nawet wbić boleśnie palce
w mięśnie ręki ale nic to nie dawało.
Kiedy wylądowali na miękkim mchu
drow przeraził się jeszcze bardziej. Podświadomość podpowiadała mu co się
stanie. Przed oczami staną mu obraz z obozu, jak dwoje mężczyzn zabawiało się w
krzakach, ale z tego co pamiętał to ten co był brany nie był przywiązany on
tego chciał.
[-
Jak chcieć takiego poniżenia! To karygodne i niegodne mężczyzny]- krzyczał w myślach, a kiedy już jego dłonie zostały
unieruchomione przez korzenie, wiedział że już po nim. Nie było szans by
wyswobodzić dłoni z korzenia.
Widząc białowłosego pomiędzy udami
skamieniał. Nie miał szans, nie było nawet cienia nadziei że uniknie tego co
miało nastąpić. Skoro już tak miało być nie zamierzał błagać o litość.
[-
Jestem mężczyzną i wojownikiem! Nie będę błagać, nie będę krzyczeć. Chce mnie
zgwałcić proszę bardzo ale niech nie myśli że zobaczy mnie uległego.]
Spojrzenie drowa się zmieniło, do
tej pory przerażone, pełne strachu i ze łzami w oczach. Teraz jedyne co było
widać to hardość, nienawiść, i zaciętość.
-
Nie rozśmieszaj mnie psie. Ale skoro chcesz rżnąć trupa proszę bardzo, nie licz
że będę błagać. – odpowiedzieć pełna kąśliwości nie
miała zniechęcić wilka, bardziej chodziło o to by zamiast seksu miał ochotę
skopać drowa.
Jednak widząc jak ten zbliża twarz
odwrócił głowę w bok aby tylko ten znów go nie pocałował. Za nic nie
przypuszczał że Veredas dobierze się do jego szyi. Zagryzł dolną wargę by
przypadkiem nie wydać z siebie jakiegoś dźwięku.
[Błagam
zrób to szybko i odejść]
Normalny drow pewnie rzucał by
klątwy, wzywał Pajęczą Panią o pomoc czy w drowim wyzywał istote. Dertao
postanowił spełnić „obietnice” i nie reagować na poczynania wilka.
Dertao jednak nie wiedział, że wilk ma co do
niego inny plan. Nie chciał jedynie sam siebie zaspokoić, lecz w pierwszej
kolejności sprawić mu jak największą przyjemność. Co by mroczny nie mówił,
własnego ciała i tak nie oszuka.
„Nie okłamuj się. Nie jesteś martwy ani nie będziesz, puki ja tu jestem”- drow nie chciał pocałunków? Niech, więc i mu będzie. On sam mógł uszanować akurat tą decyzję. Było mu też na rękę, że się nie rzucał. Dlatego też mógł zacząć powoli całować jego szyję, żuchwę, skórę za tymi fantazyjnie długimi uszami. Mógł sobie pozwolić na obdarowanie pocałunkami jego obojczyki, barki, klatkę piersiową, jednocześnie powoli, niespiesznie przesuwając ręką po jego talii i żebrach. Wszystko robił wyjątkowo niespiesznie. Mieli przecież dużo czasu, a on miał zamiar bardzo dobrze zadbać o swojego „gościa”. Jego dłoń zabłądziła na klatkę piersiową elfa, dopieszczając ją delikatnie pazurkami. Dojechał też w końcu do sutka, nad którym zatrzymał się nieco dłużej, pieszcząc go palcami. Niedługo później i drugi nie mógł się czuć porzuconym, gdy zajęły się nim usta Pana Lasu. Bawił się nim, delikatnie go podgryzając, czy zataczając wokół kółeczka językiem. Ręka jednak szybciej skapitulowała, podjąwszy dalszą wędrówkę. Wędrowała w górę, do ramienia aż po przedramię i z powrotem. Nastał również czas aby te smukłe palce zajęły się również jego wrażliwym podbrzuszem. Usta jeszcze chwilę się bawiły, ale w końcu i one odpuściły. Na koniec jeszcze ich właściciel chuchnął na wilgotny sutek, z ciekawością obserwując wszelakie reakcje. Wspiął się jeszcze tylko na chwilę aby ucałować jego brodę jak i kącik ust, po czym zaczął wędrówkę ustami po jego żebrach, schodząc coraz niżej i niżej... Palcem drugiej ręki zaczął powoli obrysowywać kości jego miednicy, delikatnie zarysowane pod skórą. Była to cudowna zabawa, której nie miał zamiaru przerywać.
Jego uszy cały czas były postawione na sztorc, słuchając. Niemal odczuwał ból, czekając na pierwsze dźwięki przyjemności partnera. Bo to, że w końcu nastąpią, był po prostu pewien. W sumie mógłby mu podać coś, co by go rozluźniło, ale chciał też aby Dertao zapamiętał każdy jego dotyk i każdą, nawet najdrobniejszą pieszczotę. Chciał mieć pewność, że jego zabiegi nie pójdą na marne, ani w zapomnienie. Nawet też nie zauważył, że poły jego szaty po prostu się rozchyliły, ukazując jego własne, smukłe ciało. Nie było to też dla niego ważne.
„Nie okłamuj się. Nie jesteś martwy ani nie będziesz, puki ja tu jestem”- drow nie chciał pocałunków? Niech, więc i mu będzie. On sam mógł uszanować akurat tą decyzję. Było mu też na rękę, że się nie rzucał. Dlatego też mógł zacząć powoli całować jego szyję, żuchwę, skórę za tymi fantazyjnie długimi uszami. Mógł sobie pozwolić na obdarowanie pocałunkami jego obojczyki, barki, klatkę piersiową, jednocześnie powoli, niespiesznie przesuwając ręką po jego talii i żebrach. Wszystko robił wyjątkowo niespiesznie. Mieli przecież dużo czasu, a on miał zamiar bardzo dobrze zadbać o swojego „gościa”. Jego dłoń zabłądziła na klatkę piersiową elfa, dopieszczając ją delikatnie pazurkami. Dojechał też w końcu do sutka, nad którym zatrzymał się nieco dłużej, pieszcząc go palcami. Niedługo później i drugi nie mógł się czuć porzuconym, gdy zajęły się nim usta Pana Lasu. Bawił się nim, delikatnie go podgryzając, czy zataczając wokół kółeczka językiem. Ręka jednak szybciej skapitulowała, podjąwszy dalszą wędrówkę. Wędrowała w górę, do ramienia aż po przedramię i z powrotem. Nastał również czas aby te smukłe palce zajęły się również jego wrażliwym podbrzuszem. Usta jeszcze chwilę się bawiły, ale w końcu i one odpuściły. Na koniec jeszcze ich właściciel chuchnął na wilgotny sutek, z ciekawością obserwując wszelakie reakcje. Wspiął się jeszcze tylko na chwilę aby ucałować jego brodę jak i kącik ust, po czym zaczął wędrówkę ustami po jego żebrach, schodząc coraz niżej i niżej... Palcem drugiej ręki zaczął powoli obrysowywać kości jego miednicy, delikatnie zarysowane pod skórą. Była to cudowna zabawa, której nie miał zamiaru przerywać.
Jego uszy cały czas były postawione na sztorc, słuchając. Niemal odczuwał ból, czekając na pierwsze dźwięki przyjemności partnera. Bo to, że w końcu nastąpią, był po prostu pewien. W sumie mógłby mu podać coś, co by go rozluźniło, ale chciał też aby Dertao zapamiętał każdy jego dotyk i każdą, nawet najdrobniejszą pieszczotę. Chciał mieć pewność, że jego zabiegi nie pójdą na marne, ani w zapomnienie. Nawet też nie zauważył, że poły jego szaty po prostu się rozchyliły, ukazując jego własne, smukłe ciało. Nie było to też dla niego ważne.
Podmroczny nie chciał dopuścić do
swojej myśli że tak dał się podejść. W myślach błagał o szybkie skończenie
tortury. Przecież z tego co już kiedyś widział takie rzeczy nie trwają długo.
Jednak poczynania Veredasa nie
wskazywały na to że to się tak szybko zakończy.
-
Myślisz, że dam Ci się rozkoszować moimi jękami. Śnij dalej. – wysyczał nawet nie patrząc w oczy Ducha Lasu kiedy ten
zabawiał się jego szyją.
W pierwszej chwili kiedy poczuł
gorące usta na swojej szyj wzdrygnął się. Nigdy wcześniej nawet w czasie
inicjacji seksualnej nie odczuwał czegoś takiego. Mrowienie jakie rozchodziło
się po kręgosłupie było inne, jakby przyjemne, ale przecież nie mogło tak być.
Zaczął w myślach wyobrażać sobie wszystkie walki jakie stoczył w swoim życiu.
Wszystko byle by uciec myślami od tego miejsca i chwili.
Czasami to się udawało, ale mimo
wszystko ciało drowa było zdradzieckie, czując dotyk na boku, pocałunki za
uchem to było na tyle przyjemne że lekko drżał za każdym razem kiedy były
stymulowane te punkty.
Jednak większe zaskoczenie
przyszło, kiedy poczuł pazury na klatce piersiowej. To było przyjemne przez
ryzyko bycia pociętym. Widział przecież jak są ostre, mógł się spodziewać że
gdyby teraz drgnął mógłby zostać zacięty. I ta świadomość mu się podobała.
Kolejny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa dochodząc do spojenia łonowego. W
podbrzuszu czuł zdenerwowanie jakby ktoś coś ciężkiego mu tam położył a
przecież Veredas jeszcze na nim nie leżał. Kiedy poczuł po chwili język na swym
sutku był zaskoczony na tyle że zwrócił na chwilę twarz by spojrzeć czy dobrze
odczuwa. W tym momencie jego spojrzenie napotkało złote oczy Wilka.
To co widział w oczach,
przypominało te wszystkie zaćmione spojrzenia kapłanek w czasie rytuału
zapłodnienia. A co gorsza widok jego sutka tak delikatnie pieszczonego tym
mokrym językiem Ducha. No cóż może i szybko znów zamknął oczy i odwrócił z
powrotem głowę to i tak rumieniec pojawił się na policzkach, a kolega między
udami lekko drgnął.
[-
Dlaczego! Przecież to powinno mnie odrzucać. To jest naruszeniem praw natury,
to jest bezwstydne! Tak nie powinno być! Dlaczego tak reaguje! Dlaczego
odczuwam taką przyjemność!]-
drow panikował. Sam nie wiedział dlaczego to wszystko tak na niego dział.
Chciał nienawidzić, chciał krzyczeć, a czół przyjemność. Przeklinając własne
ciało zagryzał mocniej usta kiedy poczuł dmuchnięcie powietrza na mokrym sutku.
[-
Nie mogę się do reszty tak zgorszyć. Nie mogę wydać z siebie żadnego dźwięku.
To przecież powinno byś obrzydliwe. Co za zdradzieckie ciało. Musze być nienormalny
skoro coś takiego . . . ]- pewne
myśli już nawet przez myśl nie chciały przejść.
Czując pocałunek na szyj i
zbliżającą się twarz Veredasa, mocniej zamknął oczy, jakby to miało odgonić
odczucia przyjemności.
Dłoń na biodrach przestraszyła na
chwilę drowa. Wiedział z czym to się wiąże, chciał uciec biodrami wbijając je
mocniej w mech pod sobą. jedyne co tym osiągnął a czego nie był nawet świadom
to mocniejsze wypięcie klatki piersiowej do przodu. A niestety te reakcje
bardziej wskazywały że to mu się podoba niż że jest trupem.
Miejsca które dotykał paliły go,
ale paliły przyjemnie i tu był problem. Choćby nie ważne jakie sceny
przywoływał jego myśli i tak w którymś momencie wracały do tego co wyprawia
Duch Lasu.
Wilk tymczasem zjechał ustami do pępka, przy
którym to zatrzymał się dłużej. On sam nie został narodzony, więc i pępka nie
posiadał. To było nawet smutne. Nigdy nie miał matki czy ojca, żadnej rodziny,
nigdy nie był do nikogo przywiązany... Na chwilę wsunął w dziurkę język, by po
chwili po prostu lekko, delikatnie złapać ząbkami za skórę wokół. Chwilę się
tak bawił, podczas gdy jedna z jego rąk, wędrowała sobie wzdłuż uda mrocznego,
do zewnętrznej, by jeszcze wolniej wracać stroną wewnętrzną. Usta jednak
znudziły się tym centralnym punktem drowa. Zaczęły więc niespiesznie podążać
ścieżką miłości w dół. Nie dotknął jednak nimi przyrodzenia swojego gościa,
zadowalając się jedynie najbliższymi okolicami. Nie przeszkadzało mu to jednak
w tym aby przejechać ostrym pazurem od podstawy do jego główki, nie raniąc go.
A co, najlepiej jak na taki pierwszy raz, pobudzić go do granic. Podjąć próbę
stopienia jego woli. Dlatego też podczas gdy jedna ręka zajmowała się nizinnymi
terenami mrocznego, druga wciąż pieściła jego żebra oraz od czasu do czasu
sutki. W końcu jednak i jej się to znudziło. Zabrała się więc za maltretowanie
klejnotów rodowych Dertao. Samo Bóstwo należało do wybitnie cierpliwych. Czekał
więc spokojnie aż elf sam stanie na nogi, ażeby mógł się nim zająć jego własny,
zwinny język. Chciał mu sprawić jak największą przyjemność, i choćby nie wiadomo
co się stało, postanowił dotrzymać słowa. Przejechał językiem po całej jego
długości, tak samo jak wcześniej pazurkiem, ustami na chwilę obejmując jego
główkę. Postanowił jednak owy manewr powtórzyć, lecz tym razem ustami, tworząc ścieżkę z pocałunków. Zanim
jednak ponownie pochłonął jego męskość, chuchnął chłodniejszym powietrzem w sam
czubeczek. Chwilę później ów czubeczek zniknął w jego ustach.